25 sierpnia 2012

Chapter 12 - Girl, 'cause you are the only thing that I got right now

8.07.2012
Venice Beach, 9 piętro

Cudowne trzy dni spędzone w czterech ścianach apartamentu. Zero wyjść, spotkań z chłopakami, El czy Dan. O romantycznych wypadach z Zayn’em mogłam zapomnieć. Zostawały nam tylko ciche rozmowy przez telefon, tak by nikt z moich współlokatorów nie dowiedział się o tym. Tylko Ponsi to rozumiał. On jedyny próbował mi w jakikolwiek sposób pomóc. Mark wyjechał wczoraj z chłopakami do Beverly Hills w celu ustalenia jakiś nowych szczegółów dotyczących nowej płyty. Nie mogłam zostać tu sama, a Mark nie chciał mnie z sobą zabierać. Do opieką nade mną zaoferował się… nie kto inny jak Isom. Starałam się go unikać jak ognia. Wychodziłam z pokoju, tylko kiedy musiałam. Nawet jedzenie brałam na zapas do pokoju. Ahh chciałabym cofnąć się w czasie do tamtego dnia, kiedy nakrył mnie i Zayn’a w łóżku. Zamknęłabym te pieprzone drzwi na klucz. Trudno stało się. Nie zmienię przeszłości. Mam nadzieje, że jednak kłamał i nie ma żadnego nagrania z tamtego wieczoru. Szukając telefonu, który wpadł mi za łóżko, natrafiłam na jakąś kartkę. Widniał na niej mój własny rysunek Zayn’a, który zrobiłam wczoraj. Usiadłam na łóżku i przyglądałam się w ołówkowemu portretowi mulata.
- Jeszcze z nim nie skończyłaś? – u mojego boku nie zauważalnie pojawił się Isom.
- Puka się frajerze! – miałam go po dziurki w nosie. – Nie zamierzam z nim skończyć, a tobie nic do tego!
- Oj, po pierwsze drzwi były otwarte tak jak poprzednim razem. Wtedy kiedy pieprzyłaś się z nim – wskazał na trzymany przeze mnie porter mojego chłopaka. – Po drugie, odnoś się do mnie z szacunkiem, bo mam to. – z kieszeni wyjął telefon z pomachał nim przed moimi oczyma.
- Ty koleś – zaczęłam. – Nowoczesny jesteś. Masz telefon a o takie nie spotykane w XXI wieku.
- Nie udawaj idiotki – powiedział z zaciśniętymi zębami. – Dobrze wiesz, że jeśli to nagranie dotrze przez przypadek do Mark’a, to wyprowadzicie się byle dalej od LA.
- Skasuj to – próbowałam mu wyrwać telefon jednak był za szybki. – Słyszysz?!
- Agresywna! W łóżku też taka jesteś? – zamachnęłam się, by dać mu w twarz. Bez problemu złapał moją dłoń.
- Czego chcesz za usunięcie tego? – warknęłam.
- Nie tak wiele.
- Czego?!
- Żebyś się ze mną umówiła na kolację.
- Wróciliśmy. – krzyknął Ponsi, zamykając drzwi wejściowe za sobą.
- Dokończymy rozmowę później. – powiedział blondyn i wyszedł z pomieszczenia.
Po paru sekundach pojawił się kolejny gość w moim pokoju. Jednak tym razem z dobrymi nowinami.
- Siostra mam dla ciebie dobrą wiadomość! – był tak uradowany, jakby dowiedział się, że zostanie ojcem. A może?! – Zawieszam ci szlaban na czas nie określony.
- Co?! – nie wierzyłam.
- Chyba przesadziłem z tą karą – na jego twarzy pojawił się grymas. – To nie twoja wina, że wylądowałaś z Zayn’em tam gdzie wylądowałaś. Jednak nadal proszę cię, żebyś nie spotykała się z nim. Fer, on nie jest odpowiedni dla ciebie. Skrzywdzi cię i zostawi.
- Mark, ale ty go nawet nie znasz – powiedziałam z wyrzutem. – sam mówisz że by oceniać ludzi trzeba ich najpierw poznać.
- Wylali go z dwóch szkół za bójki. Kocha imprezować. Spędza noce z napotkanymi panienkami. Pali. Jego ciało zdobi 12 tatuaży.
-Trzynaście. – przerwałam mu wyliczanie wad mojego chłopaka. Jednak szybko ugryzłam się w język. Nikt nie wie o napisie „ i am a sex god”, który zdobi jego prawy pośladek.
- Jak to trzynaście? – wybałuszył oczy. – Skąd to wiesz?!
- Tak tylko powiedziałam – szybko Fer, wymyśl jakieś kłamstwo. – Czytałam w jakimś serwisie plotkarskim.
- Okeej – chyba uwierzył. Uff. – W każdym bądź razie, uważaj na niego.
Po wyjściu mojego brata od razu wykręciłam numer Zyn’a. Odpowiedziała mi automatyczna sekretarka.  Przecież mówił mi, że grają koncert w San Francisco. Nawet nie wiem kiedy wrócą. Co z tego, że Mark zawiesił mi szlaban, jak i tak nie mam się z kim spotkać w LA? Dan dzisiaj występuje na koncercie Jessie J, a El pojechała z chłopakami. Cały dzień spędziłam w centrum handlowym z Ponsi’m. Ten garnitur za czarny, ten za błyszczący, ten kapelusz jest staroświecki. Ten z kolei zbyt nowoczesny. Gorzej niż z kobietą. Wróciliśmy do mieszkania dopiero po 21. Tyle godzin spędzonych w sklepach z odzieżą, a ja przez Mark'a nic sobie nie kupiłam. Trzeba będzie jutro nakłonić Dan do wyjścia.

- Fer! Telefon! – w drzwiach pojawił się Ponsi. – Lepiej pilnuj swojego telefonu, bo jak Mark zobaczy z kim rozmawiasz to będzie niemiło.
- Czy to … -  nie dokończyłam, a Ponsi kiwnął twierdząco głową. Wyrwałam mu od razu telefon z dłoni.
- Ne przeszkadzam. – powiedziałam mu tylko bezgłośne 'dziękuję'.
- Zayn? – spytałam szczęśliwa jak małe dziecko.
- Cześć skarbie – usłyszałam tak znany mi ciepły głos. – Przepraszam, ale nie mogłem oddzwonić. Dopiero teraz znalazłem czas. Ciągle jakieś wywiady, sesje. Mam dość.
- Jesteś w złym humorze. – od razu to poznałam po tonie jego głosu. 
- Chce być tam przy tobie, móc cię przytulić, pocałować. – westchnął.
- Uwierz mi,  ja też bym chciała cię przytulic i pocałować– powiedziałam smutno. – Kiedy wracacie?
- Pojutrze rano – w odpowiedzi jęknęłam tylko – Ej mała to tylko dwa dni. Wytrzymamy. Co teraz robisz?
- Ubieram Malika na Stardoll'u.
- Nie mów, że w to grasz – zaśmiał się.
- No czego chcesz. Świetnie wyglądasz w tych białych slipkach. – zadrwiłam.
- Śmiej się ze mnie. I tak wiem, że w tym momencie wolałabyś mnie rozbierać.
- Tobie tylko jedno w głowie. – wyłączyłam laptopa i opadłam na łóżko.
- Jak byś miała tak seksowną dziewczynę jak ja, też byś myślała tylko o jednym. Założę się, że jak tylko mnie zobaczysz po powrocie wciągniesz mnie do pierwszej lepszej sypialni.
- Chyba śnisz! – odpowiedziałam z udawaną powagą.
- O tobie. Każdej nocy. W przeróżnych podniecających sytuacjach. Tak. – no i jak ja mam tu wytrzymać bez niego jeszcze jeden cały dzień. Stał się dla mnie narkotykiem. Najlepsza działka w na tej planecie.
- Fer, z kim rozmawiasz? – z salonu krzyknął Mark.
- Z Dan. – Zayn zaczął się rechotać. – To nie jest śmieszne, wiesz?
- Ależ jest. – opowiedział nadal się śmiejąc. – Kotku, będę kończył. Z samego rana mamy jakieś pieprzone wywiady.
- Wyrażaj się – skarciłam go. – Więc zobaczymy się dopiero jutro wieczorem?
- Późnym wieczorem – świetnie Mark za pewne pozwoli mi wyjść wieczorem. – To do zobaczenia. Już tęsknię.
- Ja też. – odłożyłam telefon na szafkę. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki wskazywały godzinę 23. Czas spać, a rano wraz z Dan, jeśli się zgodzi podbijamy Los Cerritos Center.


9.07.2012
11 piętro, Venice Beach

Z samego rana udałam się do apartamentu chłopaków. Drzwi otworzyła mi wesoła Danielle.
- Hej – przywitała mnie cmoknięciem w policzek, po czym gestem ręki wskazała, bym weszła do środka. 
- Co tam słychać?
- Mam pytanie, a raczej prośbę – zaczęłam ze słodkim uśmiechem – Wyskoczysz ze mną do Los Cerritos? Musze uzupełnić garderobę, a na pomoc brata i jego kolegów nie mam co liczyć.
- Ja idę z wami. – w salonie pojawił się Haza.
- Chyba śnisz! – tuż przy Harry’m pojawił się Zayn. Skąd oni się u wzięli?! – Wybacz, ale dzisiaj moja kolej. Tym razem ja dotrzymam towarzystwa tym jakże pięknym paniom.
- Zayn – Dan zaśmiała się. – Daruj sobie te podlizywanie. A poza tym możecie iść z nami oboje.
Miałam ochotę rzucić się na Zayn’a. Zacząć go całować i rozbierać. Ostatnio po mojej głowie chodzą tylko brudne myśli, ale z nimi nie da się walczyć.
- Mieliście wrócić dopiero dzisiaj w nocy .– wreszcie wypowiedziałam jakieś zdanie.
- Kochanie masz złego informatora – Harry podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. – Wróciliśmy wczoraj przed 23.
Spojrzałam na mulata wzrokiem mówiącym 'pożałujesz tego'.
- Dan my też jedziemy – w salonie pojawiła się reszta członków zespołu.
-Dzisiaj otwierają nową pizzerie w tym centrum – Niall jak zwykle coś jadł. Gdzie ten chłopak to mieści? – Więc muszę tam być.
- Nie zabierzemy się jednym autem. – powiedziała Dan.
- Mogę zabrać kogoś moim. Fer chcesz jechać ze mną? – Zayn skierował do mnie pytanie i mrugnął do mnie.
- Ja tez chce z wami! – krzyknął loczek
- Harry, moje nowe BMV jest dwuosobowe. A poza tym i tak bym cię do niego nie wpuścił.
- Zayn rzuć kluczyki. – chłopak bez wahania wykonał moje polecenie.
- Uważaj jak będziesz prowadziła. – biedaczek myślał, że pojedzie ze mną. Za okłamywanie mnie musi mieć karę.
-Ty nie jedziesz ze mną, tylko Dan – podałam jej kluczki.
- Ale jak to? – na jego twarzy pojawił się cień smutku. Nie lubię tych jego zagrywek bo w tedy mam ochotę go przytulić i pocałować. Tym razem jednak się powstrzymałam
- Normalnie. – uniosłam głowę do góry i skierowałam się do wyjścia.

Los Cerritos Center

- Gdzie najpierw ? – spytała Danielle, rozglądając się uważnie wokoło.
- Muszę kupić… - wyyliczałam w myślach – Masę rzeczy. 
Chodziłyśmy od jednego sklepu do drugiego przez około trzech godzin. Został nam tylko sklepu z bielizną.
- Słuchaj Fer, mogłabym cię opuścić na 15 minut? – Dan spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. – Musze odebrać prezent dla Liam'a. Zamykają o 18, jest 17:30 a zanim…
- Pewnie – przerwałam jej – Przecież to tylko bielizna. Co może być trudnego w kupnie majtek i stanika.
Błąd. To było trudniejsze niż przypuszczałam. Wcześniej nie martwiłam się takimi błahostkami. Brałam pierwszy lepszy komplet bielizny i byłam zadowolona. Jednak teraz musi być to coś w czym spodobam się Zayn’owi. W czym będę mogła pobudzić jego zmysły.
- I tak wolę cię bez ubrań. - ktoś objął mnie od tyłu.
- Zayn co ty tu robisz? - zdziwiłam się, odwracając w jego stronę.
- Stęskniłem się za tobą - powiedział, gładząc mój policzek - Ale ty najwyraźniej nie.
- Głupku. Jasne, że tęskniłam.
- Daczego nie chciałaś ze mną jechać?
- Bo mnie nie poinformowałeś, że wracacie dzisiaj w nocy - odpowiedziałam naburmuszona. – Byłam przekonana, że zobaczę cię dopiero jutro.
- To miała być niespodzianka - nachylił się w moja stronę, chcąc mnie pocałować. Jednak ja w ostatnim momencie obróciłam się tyłem do niego.
- Idę to przymierzyć. - skierowałam się do przymierzalni, trzymając koronkowy czerwony oraz czarny prosty komplet.
- Może ci pomóc - odparł, pociągającym głosem. Parsknęłam tylko i weszłam do niewielkiej przytulnej przymierzalni, zamykając za sobą drzwiczki. 
Przymierzanie bielizny wcale nie było takie proste.
- Cholera - zaklęłam pod nosem. - Zayn!
- Wiedziałem! - westchnął uradowany.
- Możesz zapiąć mi stanik - od razu wszedł do pomieszczenia.
- Jak już mówiłem, wolę cię bez stanika - delikatnie ściągnął czerwony, koronkowy biustonosz. - Od razu lepiej. 
Był tak cholernie pociągający, że grzechem byłoby odmówić mu czegokolwiek w tej chwili. Pocałował mnie namiętnie i przybliżył do siebie, najbliżej jak to było możliwe. Objęłam go najmocniej jak umiałam, on gładził mnie po włosach i plecach. Zayn chwycił mnie mocno w pasie i przycisnął do ściany przymierzalni. Jego ręce powędrowały na moje pośladki i delikatnie je masował.. Mulat zniżył swoje usta. Całował teraz moją szyję i uszy. Zaczęłam głęboko oddychać, a kiedy delikatnie przygryzł lewe ucho, wydałam z siebie cichy jęk, który symbolizował, że jest mi bardzo dobrze. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Fer - przerwał naszą zabawę - Czarny jedwabny podoba mi się najbardziej - rzekł i jakby nigdy nic, wyszedł z pomieszczenia. Stałam tak i nie wierzyłam w to co zrobił. W końcu ubrałam się i wyszłam z przymierzalni. Na złość Zayn'owi postanowiłam kupić czerwony koronkowy komplet.
- Jesteś wredny i perfidny, wiesz? - szepnęłam gdy wychodziliśmy ze sklepu
- Odwdzięczam się tylko pięknym za na godne - uśmiechnął się niewinnie. - Pojedziesz gdzieś ze mną?
-Teraz chcesz gdzieś ze mną jechać? Mam na ciebie focha do końca życia na pięć minut.
-I tak pojedziesz – jaki on pewny siebie. – No proszę.
- Nie mamy kluczyków – przypomniało mi się, że przecież Dan je miała. W odpowiedzi Zayn wyjął klucze z kieszeni spodni i zabrzęczał nimi.
- Jedziemy? – spytał mulat.

Wzgórze La Rocca

W samochodzie panowała przyjemna cisza. Oboje cieszyliśmy się własną obecnością, nie trzeba było zbędnych słów. Za oknem już powoli zapadał zmrok a my ciągle jechaliśmy. Przejeżdżaliśmy przez jakiś las.
- Gdzie mnie wieziesz? – W tym samym momencie samochód zatrzymał się. Wysiedliśmy z samochodu. Rozejrzałam się po obcym mi miejscu. Żadnej żywej duszy, wszędzie ciemno. Jedynie lampy samochodu dawały światło. – Dlaczego zawiozłeś mnie do jakiegoś lasu? Czy to jedna z twoich fantazji erotycznych?
- O tym nigdy nie pomyślałem – przejechał palcami po swojej czuprynie. – Ale widzę, że ty tak.
- I teraz wychodzi, że to ja myślę tylko o jednym? – podeszłam do niego bliżej. – No dobra, a tak naprawdę co tu robimy?
- Chodź – złapał mnie za rękę i doprowadził do krawędzi wzgórza, na którym znajdował się las. Jakim cudem nie zauważyłam tego widoku zapierającego dech w piersiach wysiadając z samochodu? U naszych stup rozpościerał się widok na całe LA. Oświetlone milionami latarnia, czy światłem sączącym się z przydomowych żarówek. W oddali było widać napis HOLLYWOOD. Ile to miasto ma uroku.
- Robi wrażenie, prawda ? – szepnął Zayn.
- To jest… - nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa.
-Cudowne, piękne tak jak ty. – złożył pocałunek na moich ustach.
- Dziękuje – przytuliłam się do mulata. Brodą oparł się o moja głowę
- Nie masz za co dziękować – pociągnął mnie za rękę i razem usiedliśmy na masce jego czarnego BMW. – Dziękuje za to, że chcesz być tu ze mną.
Przyglądałam się jego twarzy, zastanawiając się czy to wszystko jest snem. Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w komediach romantycznych.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – spojrzał mi się głęboko w oczy.
-Jesteś zbyt idealny. Czy ty masz jakieś wady? – zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego czekoladowe oczy.
- Mam. - roześmiał się. - Spędziłbym nad tym z pół nocy.
- Na przykład ?
- Palę . – uniósł prawy kącik wargi do góry.
- Nie, nie to nie jest wada. – zaprzeczyłam.
- Nie ? – zdziwił się.
- Jesteś w tym tak seksowny, że to nie jest wada – normalnie bym w życiu takiego czegoś nie powiedziała. Jednak Zayn. On był chłopakiem, któremu mogłam zdradzić wszystkie tajemnice.
- Nie jestem idealnym księciem z bajki. – zeskoczył z maski i stanął pomiędzy moimi nogami, kładąc dłonie na mych udach. – Za to ty masz jedna wadę.
- Jaką? – Źle całuje? Jestem za gruba? Mam za małe piersi?
- Spotykasz się ze mną. – przyciągnęłam go do siebie za kołnierzyk granatowej bejsbolówki i pocałowałam. Pogładziłam go po dwudniowym zaroście. W tym momencie liczyliśmy się tylko my. Chciałam tylko czuć smak jego gorących warg. Po chwili oderwaliśmy się od siebie z trudem łapiąc powietrze.
- Nigdy więcej tego nie rób – sapnął, ledwo łapiąc oddech – Uprzedź mnie zanim się na mnie rzucisz.
- To była wyższa potrzeba, która mnie zdominowała. – próbowałam opanować drżenie głosu.
- Widzisz, a ja co chwilę z tym. - zachichotał Zayn. Nawet gdy jesteś daleko. – z powrotem usiadł koło mnie i przytulił do siebie. – Mogę się cię o coś spytać?
- Tak.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o swojej mamie? – pogłaskał mnie po policzku. – Jeśli nie chcesz to nie mów, zrozumiem.
- Nie, chce. - głęboko wciągnęłam powietrze do płuc i zaczęłam mówić. - Moja mama umarła osiem miesięcy temu, dziewiątego listopada. Pamiętam wszystko dokładnie. Jakby to było wczoraj. Jak zwykle poszłam na imprezę. Około godziny pierwszej w nocy w klubie pojawił się Mark. Byłam nieźle wstawiona. Nie wiedziałam co było powodem tego, że wyciągnął mnie z tak świetnej imprezy. 
Kiedy zaczęłam szaleć cała rodzina odwróciła się ode mnie, a najbliżsi przyjaciele udawali, że mnie nie znali. Tylko mama nadal wierzyła w moją zmianę. Powrót na dobrą drogę życia. Jednak każda rozmowa, którą ze mną prowadziła kończyła się ostrymi wyzwiskami, które padały z moich ust w jej kierunku. Wiele razy płakała przeze mnie a ja nie mogłam zdobyć się na głupie przepraszam. Tego dnia jechała samochodem do pracy. Padał deszcz, a do tego była późna godzina. Wjeżdżając w zakręt, nie zauważyła nadjeżdżającego z przodu samochodu. Umarła. Zginęła na miejscu. A ja jej nie zdążyłam powiedzieć jak bardzo ją kocham. Kiedy ona umierała, ja piłam i szalałam w najlepsze. Załamałam się. Siedziałam zamknięta w pokoju. Wisiało mi to czy pójdę do domu dziecka, czy zaopiekuje się mną Mark. Wraz ze śmiercią mojej mamy skończyło się moje życie. 
Stanęłam na nogi dopiero dzięki pomocy Marka, a na świat otworzyłam się dzięki tobie. 
Opowiadając tą historie płakałam. Trzęsłam się. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co tak skrywałam przed wszystkimi.
- Przepraszam nie powinienem cię o to pytać.
- Nie, ja..ja chciałam w końcu to komuś powiedzieć. –  Zayn otarł mi łzy spływające po policzkach. – Koniec smutków. Opowiedz mi coś o sobie.
Mówił o swojej rodzinie, drodze do x-factora. Dowiedziałam się że początkowo nie przepadał za chłopakami.. Z resztą z wzajemnością. Za niektóre informacje, nie jedna fanka dała by się pokroić.
- Po powrocie do UK zaczynamy prace nad drugą płytą – zakończył swoją wypowiedź.
- Kiedy wracacie? – raptownie podniosłam się.
- Czy to ważne? – próbował mnie pocałować, ale go odepchnęłam całą siłą.
- Kiedy ??
- Trzydziestego pierwszego sierpnia musimy być w Londynie.
- Ty świnio! – Zayn złapał mnie za rękę – Nie dotykaj mnie! Od początku wiedziałeś kiedy wracacie, więc postanowiłeś przeżyć wakacyjny romans! A ja dałam się nabrać! – wybuchnęłam płaczem. Schowałam twarz w dłoniach.
- Fer, daj mi to wytłumaczyć. Proszę. - położył dłoń na moim ramieniu.
- Odwieź mnie do domu !
- Proszę...
- Odwieź mnie kurwa do domu !!  – wsiadłam do samochodu i założyłam słuchawki na uszy. Byle tylko nie słyszeć tego dupka. Gdy dojechaliśmy do apartamentowca, od razu opuściłam auto. Byle najdalej od niego. Wbiegłam do apartamentu i skierowałam się w stronę mojego pokoju.
- Siostra, co się stało? – zaniepokojony Mark rzucił nuty i gitarę.
- Nic. – warknęłam. Zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o nie i powoli zjechałam na podłogę. Podciągnęłam  kolana pod brodę. Minutami wpatrywałam się w ścianę. Nie wiem ile czasu spędziłał w takiej pozycji, nieruchomo.
Doskonale wiedział, że wraca. Sama też powinnam się domyśleć. Jego dom jest w Anglii, nie tutaj. Co ja sobie wyobrażałam? 
Dlaczego moje życie zawsze się pieprzy?! Nagle do drzwi zaczął dobijać się Mark.
- Co ci zrobił ten dupek ? Co ci zrobił Zayn. Pytam się!
- Niby skąd wiesz, że to przez niego? – łkałam.
- Bo kurwa siedzi pod naszymi drzwiami i drze ryja, że nie odejdzie dopóki z tobą nie porozmawia. – musiałam coś zrobić. Mark prawdopodobnie zadzwoniłby na policje. Żadna afera nie była nam tu potrzebna.
- Porozmawiam z nim. 
Po minie Marka poznałam, że nie był tym zadowolony.
- Jak coś to krzycz.
Otworzyłam drzwi. Zayn był kompletnie pijany.
- Odejdź stąd. – trzymałam się od niego na bezpieczną odległość – Oboje przecież nie chcemy żadnych problemów.
- Nie odejdę dopóki ze mną nie porozmawiasz – uklęknął przede mną. Po chwili stracił równowagę i wylądował twarzą na podłodze.
-Wytrzeźwij najpierw. Myślisz, że jak jesteś pijany w trzy dupy, to ci wybaczę?! Jesteś perfidnym kłamcą!
Zza rogu wyszedł Louis.
- Zayn, wszędzie cię szukamy – gdy spojrzał na to w jakim stanie znajduje się jego przyjaciel, zaklął głośno. - Kurwa stary, co ty odpieprzasz?
- Zabierz go stąd. Proszę cię – prosiłam chłopaka. – Mam go serdecznie dość na dzisiaj.
- Przepraszam cię za niego – Louis podszedł i podniósł chłopaka do pionu. – On zawsze zachowuje się agresywnie i nachalnie, gdy wypije.
- Co ja będę tu czas marnował. – bulgotał brunet. – Wiesz co?! Pieprz się Fer. Wracaj do łóżka tego dupka Isom'a. Jesteś zwykła szmatą!
- Nie obrażaj jej! – jeszcze nie widziałam tak zdenerwowanego Louis'a – Jutro będziesz żałował tego wszystkiego i będziesz. Zamknij się do cholery!
- Miło wiedzieć za kogo mnie uważasz – weszłam z powrotem do mieszkania. - Już wszystko załatwione. – powiedziałam do Marka powstrzymując łzy. 
Zayn ma mnie za szmatę. Co za pieprzony dupek! 
Zamknęłam pokój na klucz i rzuciłam się na łóżko zalana łzami. Ani Mark ani nikt z innych chłopaków nie próbowali ze mną rozmawiać. Dobrze wiedzieli, że jeśli zamykam się w pokoju to nie ma szans bym kogoś do niego wpuściła. Całą noc przekręcałam się z boku na bok. Gdy zamykałam oczy widziałam tylko jego wypowiadającego słowa „Jesteś szmatą”. Zwinięta w kłębek, zasnęłam dopiero koło 5 rano.


10.07.2012. r

Ze snu wybił mnie głos marka.
- Fer, chodź zjesz coś przynajmniej.
- Nie. – wstałam i spojrzałam się w lustro. Wyglądałam okropnie. Oczy czerwone od płaczu, sińce pod oczyma, włosy jak szopa. Nie dziwię się, że Zayn mnie tak potraktował. Kto by chciał taką dziewczynę jak ja. No chyba, że do bzykania. Darmowa, naiwna dziwka nie jest zła.
-Masz coś zjeść, bo inaczej wepchnę to w ciebie. – Mark nie dał za wygraną. – Wywarze te drzwi! Przysięgam.
- Daj mi pięć minut 
Wciągnęłam sprany t-shirt i stare szorty. Włosy związałam niedbale w kucyk.
Gdy weszłam do kuchni rozmowy domowników ucichły. 
- Co się wczoraj stało ??
- Nic się nie stało. A ty już obiad gotujesz?? – zmieniłam temat, widząc Ponsi'ego krojącego warzywa.
- Jest godzina 15. - zaśmiał się, wrzucając kawałek surowej marchewki do buzi. 
- Co? – zerknęłam na zegar wiszący nad stołem – Ja jednak zjem tylko płatki.
Wyciągnęłam pudełko płatek zbożowych z szafki, zimne mleko i zmieszałam w miseczce, siadając na blaci kuchennym.
- Za godzinę jedziemy na wywiad do radia. –  oświadczył Mark, kładąc sztućce na stole. – Zostanie z tobą Isom, a o 19 spotkamy się wszyscy restauracji.
- Dlaczego znowu mam zostać z nim? – z frustracją cisnęłam garścią płatek w brata.
- Nie marudź tyle – westchnął Mark – Sprzątasz potem.
- Dobrze pojadę z nim – zgodziłam się no bo co innego miałam zrobić. – Idę do pokoju.
- Bądź gotowa na 18. Ubierz się ładnie. – uśmiechnął się blondyn. 
Ten jego uśmiech był potwornie irytujący. Kolejny asshole, chodzący po tej ziemi i zabierający tlen innym, dobrym ludziom.
Nie zamierzałam zakładać nic specjalnego. Rurki, zwykły podkoszulek o odcieniu miodowym i creepers'y. Do 18 zostało jeszcze pół godziny. Wyszłam na balkon by złapać trochę świeżego powietrza.
- Liam co mam teraz zrobić? - usłyszałam głos Zayn’a dwa piętra wyżej. – Po tym co wczoraj w nocy odpieprzyłem pod jej drzwiami,  nie mam u niej szans.
- I ty Zayn Malik tak łatwo się poddajesz? – ze zdziwieniem stwierdził Liam. – Trzeba było od początku powiedzieć jej, że jesteśmy tu tylko dwa miesiące. Po drugie musisz z nią porozmawiać. Człowiek uczy się na błędach od maleńkości.
- Przecież próbowałem – żalił się mulat. – Nie odbiera moich telefonów. Nie pójdę do jej mieszkania bo, Mark jest gotów rzucić się na mnie z pięściami.
- Czujesz coś do niej?
- Tak – ledwo dosłyszałam jego szept. – Ja ją kocham.
Jego słowa mną wstrząsnęły.  Potknęłam się o krzesło stojące na balkonie.
- Kurwa. 
- Fer ? Co się tam dzieje? - zapytał Zayn, słysząc zamieszanie na mym balkonie.
- Tak to ja. Twoja darmowa laska do bzykania – warknęłam. – Nic się nie dzieje.
- To co to było?
- Jak już powiedziałam, nic . – krótsza wskazówka zegarka na mym ręką, nieubłaganie zbliżała się do szóstej.  – Muszę iść.
- Zaczekaj! – poprosił – Proszę, spotkaj się ze mną i porozmawiaj.
- Jadę z Isom’em na kolację z chłopakami. Nie mogę. – przekroczyłam próg pokoju, ale zaraz zawróciłam. – Ja… słyszałam twoją rozmowę z Liam’em. Też cię kocham. – nie czekając na jego reakcje, wpadłam z powrotem do pokoju.

 Echo Park, LA

-Widzę, że czymś się martwisz – spytał Isom w drodze do restauracji – Czyżbyś zerwała z panem idealnym?
- Powiedziałam ci już wczoraj – zacisnęłam zęby. – Nie twoja zasrana sprawa!
Kompletnie się wyłączyłam. Do moich uszu nie docierały żadne słowa wypowiedziane przez tego chama Jedyne co mnie zaniepokoiło do czas trwania podróży do restauracji. Jechaliśmy ponad pół godziny, a nadal nie dostrzegłam żadnego lokalu czy budynku. Zaparkował na jakim pustym parkingu obok parku. Wyłączył silnik. 
- Tutaj jest ta restauracja? – mój instynkt podpowiadał mi że powinnam natychmiast z wydostać się z jego auta.
- Nie, to nie restauracja – przybliżył się do mnie. – To miejsce rozkoszy dla naszej dwójki.
- Zabieraj te łapy! – użyłam całej siły, by odepchnąć,  gdy wsadził mi swoje obleśne łapy pod bluzkę. – Wypuść mnie stąd! - obkładałam go rękoma po głowie, ramionach.
- Przecież lubisz takie zabawy! – zaczął rozpinać mi stanik. – Jeden niewinny numerek.
- Puszczaj mnie! – szukałam czegoś czym będę mogła się obronić. Butelka. Z impetem rozbiłam mu ja na głowie. Nim zdążył zareagować, byłam już na zewnątrz. Pognałam do parku ile sił w nogach. Biegnąc potknęłam się o korzeń drzewa. Upadłam, zdzierając kolana i prawy nadgarstek. Nie miałam siły wstać, więc podczołgałam się pod najbliższe drzewo i oparłam o nie. Na szczęście w lewej kieszeni spodni nadal miałam telefon. Próbowałam dodzwonić się do Marka lub do innego członka zespołu. W każdym przypadku odpowiadała mi poczta głosowa. Został mi tylko jeden numer. Nie miałam innego wyjścia.
- Słucham ? – po drugiej stronie odezwał się zachrypnięty głos.
- Zayn – załkałam. – Ja.. ja... nie wiem.. gdzie jestem. Proszę...przyjedź po mnie.
- Fer, uspokój się – próbował zachować spokój. – Wytłumacz mi gdzie się znajdujesz.
- To jest…jakiś… stary park… obok znajduje się… parking…pół godziny jazdy… z mieszkania – płacz nie pozwalał mi na wypowiedzenie całego zdania.
-Wytrzymaj! – w słuchawce usłyszałam dźwięk odpalanego silnika – Będę tam za 20 minut !
Podciągnęłam nogi pod brodę i rozejrzałam się. Wszędzie było ciemno. Jedyne światło dawał księżyc na ciemnym niebie. Modliłam się, aby w jakikolwiek sposób Zayn mnie znalazł. Bałam się jak cholera.

- Boże, Fer. Co się stało? – nawet nie zauważyłam gdy przybył Zayn. Nic nie odpowiedziałam, tylko natychmiast wtuliłam się w chłopaka. – Cii, już nie płacz. Jestem przy tobie. Nic ci już nie grozi. - otoczył mnie ramieniem.
- Isom – wypowiedzenie następnego zdania sprawiało mi ból – On… On dobierał się do mnie.
- Co??- zrelacjonowałam wszystko chłopakowi ze szczegółami. 
Wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu 
- Zabije tego gnojka.
- Ja.. nie chce wracać do mojego mieszkania – złapałam go za rękę, gdy ten zaparkował przed naszym apartamentem.
- Nawet gdybyś chciała, nie pozwoliłbym ci na to. – oburzył się – Dzisiaj śpisz u mnie. Poczekaj na mnie przy windzie. Ja tylko porozmawiam z tym dupkiem.
- Idę z tobą – ścisnęłam kurczowo jego dłoń – Nie pozwolę, byś przeze mnie zrobił coś czego będziesz żałować.
- Niech będzie, ale poczekasz przy drzwiach. – w odpowiedzi pokiwałam głową.
- Mark, otwieraj! – rozwścieczony Zayn uderzał pięściami w drzwi.
- Mało ci po wczorajszym?– otworzył mój brat. – A ty co z nim robisz?! Miałaś przyjechać z Isom’em na kolacje!
- Przyjaciel nie powiedział ci co próbował zrobić? – Zayn wzrokiem próbował namierzyć blondyna. Dostrzegł go siedzącego na kanapie – Ty skurwysynie! Już nie żyjesz. – dobiegł do niego i grzmotnął mu z całej siły w twarz. Na podłodze pojawiła się krew. Mark starał się go odciągnąć. Jednak Zayn był za silny. – Jeszcze raz spróbuj się dobierać do mojej dziewczyny, a urwę ci jaja. Słyszysz? - złapał go za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Proszę. przestań – prosiłam błagalnym tonem. – On nie jest tego wart! - Zayn puścił go.
- Zgnijesz w pierdlu za to! – rozprawiał Isom, uciskając noc, by powstrzymać krwotok.
- Za to co próbowałeś zrobić, ty pójdziesz do pierdla. 
- Co on ci zrobił? – Mark chciał wyjaśnień.
- Co próbował zrobić – Zayn prychnął. – Niech ci kurwa sam opowie, bo ja nie ręczę za siebie, jeśli nie wyjdę stąd z Fer w ciągu minuty.
- Gdzie ty z nim idziesz? 
- Nie pozwolę na to, żeby przebywała tam gdzie ten pieprzony zbok – krzyknął z pogardą brunet. – Wywal najpierw jego!
- Pakuj się i wypieprzaj bo zaraz ja ci coś zrobię.
Dalszej rozmowy Isom’a z Markiem niestety już nie słyszałam.

11 piętro,Venice Beach

Gdy byliśmy na piętrze, na którym znajdowało się mieszkanie Zayn’a i chłopaków, mulat zatrzymał się na chwilę.
- O co chodzi?
W jego oczach dostrzegłam ból.
- Przepraszam cię, że nie powiedziałem ci wcześniej o tym kiedy wyjeżdżamy. Zależy mi na tobie. Nie chciałem tego spieprzyć, ale chyba już to zrobiłem.
- Nic takiego nie zrobiłeś. – stanęłam na palcach i musnęłam jego wargi. – To ja przepraszam. Zareagowałam zbyt emocjonalnie.
- Wcale nie! Moja wina. I nie próbuj zaprzeczać. – już otwierałam usta, by coś powiedzieć, ale Zayn mi na to nie pozwolił, ponawiając pocałunek. – Mówiłem coś.
- Ok. – uniosłam kąciki ust w uśmiechu, a następnie weszliśmy do mieszkania chłopaków.
- Boże, co ci się stało? – przed nami stanął Louis z marchewką w ręku. 
Zapomniałam o swoim wyglądzie. Podarte spodnie. Bluzka ledwo zakrywała stanik. Do tego byłam cała brudna.
- Powinnaś zagrać w…
-Zamknij się lepiej, bo już nie będziesz mieć czym chrupać marchewek - przerwał mu Zayn. - Idź do mojej łazienki, zanim zleci się reszta, a ja przez ten czas powiem wszystkim, że spisz u nas – łagodnym głosem skierował się do mnie.
Udałam się pośpiesznie do łazienki. Nie chciałam, by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Gorący prysznic uspokoił moje nerwy. Nie wiem co bym dzisiaj zrobiła bez Zayn’a. Zapewne nadal leżałabym pod drzewem albo idąc po pomoc, ktoś by odrąbał mi głowę. Z moim szczęściem stawiam na tą drugą wersję.. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam spod prysznica. Na stoliku leżała czarna bluzka na krótki rękaw i moja koronkowa czerwona bielizna, którą kupiłam wczoraj z Zayn'em. Bluzka pachniała jeszcze nim. Zapragnęłam go przytulić. Idąc do pokoju, miałam nadzieję, że już czeka na mnie. Niestety myliłam się.
-Zayn !
- Idę. – pojawił się w ciągu  paru sekund. Miał na sobie tylko dresowe spodnie. Nic więcej. 
Czy on musi być aż tak seksowny!? 
- Coś się stało?
- Gdzie mam spać? - usiadła na brzegu łóżka.
- U mnie, a gdzie indziej?
- A ty? 
- Myślisz, że usnę normalnie przy tobie. Wiedząc, że pod tą bluzką nic nie masz? – mogłam się domyślić o co mu chodzi.
- Jesteś zboczony i nieznośny. - pstryknęłam go palcem w ucho.
- You like it.
- Nie chce spać sama – spuściłam głowę w dół.
- Będę tylko parę ścian obok. Nic ci się nie stanie. - Zayn rozłożył ręce. Już mnie przytulał, gdy do pokoju wpadł Harry. 
- Gdyby nie spodobało ci się jego łózko – wskazał na bruneta. – wpadnij do mnie. Moje łózko jest duże. Nawet baaardzo duże.
- Harry, kochany – uśmiechnęłam się słodko do niego. - Nie tym razem.
- Mówiłem – Zayn poklepał go po ramieniu. – Nie masz u niej szans.
- A co może ty masz? – naburmuszył się Harry
- Może i mam. Idź już spać lepiej. - zmierzwił mu loki.
- Wypchajcie się –  na aktora to ty się Haroldzie nie nadajesz. – Potem będziesz prosić, żebym wpuścił cię do łóżka. - w pokoju rozległ się mój i Zayn'a brecht.Oburzony Harry opuścił pokój.
- Czyli nie będziesz ze mną spał? – spytałam się po raz kolejny Zayn'a. Nie czekając na odpowiedz, chłopak wziął mnie w ramiona. Łzy ponownie cisnęły mi się do oczu. - Dziękuję ci za dzisiaj.
- Nie mógł bym postąpić inaczej. Od początku mi się nie podobał ten cały Isom. Gdybym się z tobą nie pokłócił, mógłbym zapobiec temu co się stało. - ucałował mnie w czubek głowy.
- Nie mów tak. Oboje wiemy, że to moja wina – oderwałam się od chłopaka i popatrzyłam mu w oczy.
-To nie jest twoja wina! Tylko tego palanta. Żaden mężczyzna nie ma prawa traktować tak kobiety – na twarzy Zayn’a pojawiła się charakterystyczna zmarszczka gdy się denerwował. – Nie wiem co bym mu zrobił, gdyby tobie coś się stało.
- Śpij ze mną. Naprawdę boję się zostać sama – wyszeptałam. – A przy tobie czuje się bezpieczna. Nie zostawiaj mnie dzisiaj.
- Przyjdę jak wszyscy usną – pogładził mnie po ramieniu. – Połóż się i spróbuj zasnąć. Niedługo wrócę
Zgodziłam się kiwając głową. 
W całym pokoju unosiła się nieziemska mieszanka perfum i papierosów Zayn'a. Przykryłam się kocem i próbowałam usnąć, lecz za każdym razem pojawiała się postać Isom’a. Wyszłam na balkon chcąc wyrzucić te myśli z głowy. Wpatrywałam się w piękne bezchmurne niebo na którym widniały miliony iskrzących gwiazd.
- Dlaczego nie jesteś w łóżku? - Zayn złapał mnie w pasie i przyległ do mnie. W lewej ręce trzymał zapalonego papierosa. – Obiecałem, że przyjdę – znowu poczułam to bezpieczne ciepło. Nic mi nie grozi.
- Musisz to robić?
- Ale co tym razem? – udawał głupiego.
- Przychodzisz tutaj w samych bokserkach. Jeszcze z papierosem. Człowieku.
Nie będę wiecznie rozpamiętywać dzisiejszego zdarzenia. Mam ukochanego, z którym chce dzielić każdą chwilę.
Zayn zaciągnął się papierosem i jeszcze bardziej wtulił się w moje plecy.
- Kocham cię wiesz?
Odchyliłam głowę do tyłu.
- Daj mi fajkę. – nie paliłam nigdy wcześniej. 
-Ja tu ci mówię, że cię kocham, a ty chcesz fajkę? – wybuchł gromkim śmiechem i odgarnął mi pasmo włosów, spadające na lewy policzek – A poza tym nie palisz.
- Chyba wolno mi spróbować.
- Nie.  Chodź do łóżka, bo zmarzniesz – zgasił papierosa.
- Chciałam papierosa, ale łóżko też może być – westchnęłam.
- Przez fajkę nie pozbędziesz się myśli o Isom'ie. Poza tym z papierosem byłabyś tak pociągająca, że zabijałabyś ludzi. - chwycił moją dłoń, by przyciągnąć mnie do siebie.
- Też cię kocham. Cholernie mocno. Niewyobrażalnie. – oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Splotłam palce dłoni z jego.
- Nigdy nie pozwolę, by ktoś cię zranił.
Rozmawialiśmy do trzeciej nad ranem. O wszystkim i o niczym.
Potem usnęłam wtulona w mego chłopaka.


11.07.2012.r

- O kurwa ! Nie wierzę! – z krainy Morfeusza wyrwał mnie krzyk Harrego, stojącego przy otwartych drzwiach sypialni Zayn’a.






Na wstępie dziękujemy za miłe komentarze. Powiedzmy szczerze, bez was nie było by tego bloga.
A więc dość długi rozdział. Najdłuższy jaki dodałyśmy do tej pory. Mamy nadzieję, że zechce wam się przeczytać ten rozdział do końca. Piszczcie swoje opinie w komentarzach. Nawet te negatywne. Wszystko przyjmiemy na klatę.
I jeszcze jedna sprawa. Macie może jakieś propozycje na sex pomiędzy Zayn’em i Fer? Jeśli tak piszczcie w komentarzach. Pobudźcie swoje fantazje, a my je spełnimy tak w małym procencie. A jeśli macie już dość scen +18 to też o tym nas poinformujcie.
Za podsunięcie pomysłu na scenę w przymierzalni dziękuję Madzisławie :****

Claudia

Jutro, 27 sierpnia świętujemy pół roku bloga oraz ponad 10 tysięcy wyświetleń! Z tej okazji chciałyśmy podsumować ten czas!
  • stronę odwiedziło ponad 10 tysięcy Directionerek, Foster Children i innych osób! 
  • 25 obserwujących ! 
  • dodałyśmy 18 wpisów !
  • 132 osoby zostawiły ślad po sobie w postaci komentarzy ! 
  • najczęściej czytanym chapterem jest rozdział no.5 !
Najbardziej rozbawiają Nas, Wasze hasła kluczowe wpisywane w wszelkie wyszukiwarki. Wyszło na to, że nasze story jest porno :D ---> Zayn nago pod prysznicem, nagi Harry, erotyczne imaginy, dziwne imaginy, imaginy +18, chce oddać mu się cała, one direction na koniu, imaginy o 1D z dzikim seksem.

Rozdziały nie są tak często dodawane jabyśmy chciały. 3 września zaczyna się rok szkolny 2012/2013 i będzie jeszcze gorzej. Przed Nami 2 kl LO. Dochodzą Nam nowe rozszerzone przedmioty, więcej zajęć. Nie mamy pojęcia kiedy będziemy coś, ale ZNAJDZIEMY! Calm down.
Tak więc, rozdziały będą rzadziej, ale znaczniej dłuższe ---> chapter 12. Rozkręcamy się. :D
Jeśli dorwałyście do końca tego wpisu, to HUGE BRAVA DLA WAS!

DZIĘKUJEMY!

Ps 13 rozdział jest już w procesie tworzenia. Na pewno pojawi się przed 3 września! ;)

Aneta


Bawcie się mega w ten ostatni tydzień holiday! 

Ps Ps Masz Fer ma konto na tt. Póki co jeszcze stoimy w martwym punkcie, ale zaczniemy tweetować w jej imieniu! https://twitter.com/FerDeLaCaputti ;>

Ps Ps Ps Chcecie, żebyśmy Was informowały o nowych wpisach na tt, gg, mail-u, facebook'u etc? Poinformujcie Nas o tym!


16 sierpnia 2012

Chapter 11 - I will never let you go.

03.07.2012 r
LA, dach apartamentowca  

- Nie chciałbym wam przeszkadzać - odparł nieco speszony Ponsi. - Mark dzwonił, by zapytać się o to jak się sprawujesz i powiadomić, że będzie za pół godziny z powrotem.

Jemu zawsze się śpieszy do domu. Mógłby raz wyjść i wrócić nad ranem, jak to robią ludzie w jego wieku.
- Pięć minut. - poprosiłam błagalnym tonem Mark'a.
Każda chwila była na wagę złota.
- Ani sekundy dłużej. - powiedział stanowczo Mark i znikł za metalowymi drzwiami.
Bez słowa przytuliłam się do Zayn'a, opierając głowę na jego ramieniu. Pachniał mieszanką fajek z cytrusowym żelem pod prysznic.
- Zobaczymy się jutro. - oznajmił takim tonem, jakby był pewny słuszności swoich słów.
- Niby jak? Mark nagrywa nowy materiał z chłopakami. Nie opuszcza domu tak często.
- Uwierz w me słowa. Nie blefuję.
- Chciałabym. Muszę iść.
Zayn wyraźnie posmutniał. Puściłam jego rękę i ze spuszczonym wzrokiem, podniosłam leżącą bluzę. Stawiałam małe kroki do przodu. Każde posunięcie w stronę drzwi sprawiało mi większy ból.
- Nie zapomniałaś o czymś?
Pokręciłam przecząco głową.
- Przypomnę ci. - obrócił mnie przodem do siebie. Jego oczy się śmiały. Wyglądał słodko z poczochranymi włosami.
Dotknął mojej brody i przeprowadził palcem po dolnej wardze. Przymknęłam powieki w oczekiwaniu na słodycz jego warg. Złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. Jego język drażnił moje podniebienie i kierował do krainy rozkoszy. Objęłam go za szyję.
- Do zobaczenia jutro. Włóż coś drapieżnego, kotku. - wymruczał mi do ucha. Poczułam jak wsuwa świstek papieru do tylnej kieszeni moich jeansów. Zapisany był na nim numer mojego ukochanego.

9 piętro, Venice Beach

- Jestem! - powiadomiłam Marka, zamykając drzwi za sobą.

Cały świat zwolnił. Osunęłam się na parkiet. Nadal czułam mrowienia na wargach, szyi, ramionach. Dotykałam tych miejsc, jakbym bała się, że nigdy więcej nie doświadczę czegoś podobnego.


04.07.2012 r

Mark nie miał pojęcia o moim nocnym wyjściu. Ponsi milczał jak grób. Musze przyznać, że nie czułam się z tym super. Nie chciałam go okłamywać, jednakże on nie rozumiał niczego. Moje słowa, argumenty odbijały się od niego jak od dźwiękoszczelnego muru.

Od rana przerzuciłam stertę ciuchów w poszukiwaniu czegoś 'drapieżnego'. Jedynym znaleziskiem była czarna mini, którą miałam w klubie ostatniego razu. Nie mogłam ponownie pokazać się Zayn'owi w niej.
Po odejściu mamy pozbyłam się wszelkich seksownych ubrać czy akcesorii. W pewnym sensie był to rodzaj katharsis. Pożegnałam się z dawnym, hulańczym stylem życia.
Przejrzałam oferty sklepów online w LA. Czerwona, jedwabna bielizna, zakończona kokardami. Na to czarna, asymetryczna koronkowa mini. Z połączeniem czerwonych szpilek, warg, paznokci miałam zwalić mego chłopaka z nóg. Pobudzić w nim wszelkie żądze.
Przygotowania do wieczoru zajęły mi więcej czasu niż przypuszczałam. Straciłam wprawę w płynnym robieniu kresek eye-liner'em. Dopiero 4 próba przyniosła oczekiwany efekt.
Zaciekawiony Mark przyglądał się moim wyczynom.
- Wybierasz się gdzieś? - zagadał, siadając na łóżku.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- To po co ten strój i makijaż?
- Nudzę się. Stroję się dla Ponsi'ego.
- Nie nie uda mi się was zrozumieć.
Wytknęłam mu język i wróciłam do swojego zajęcia.

Minęła siedemnasta, osiemnasta, dziewiętnasta, dwudziesta. Zrezygnowanym krokiem szłam do łazienki, by zrzucić z siebie te ciuchy.

Mark rozmawiał z kimś w holu. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że tą osobą jest Liam.
- Wróci przed pierwszą. Spotkanie bez alkoholu oraz innych używek. - wymieniał po kolei Mark.
- Będzie bezpieczna z nami. - zapewnił Daddy.
- I bez tego chłoptasia. Działa mi na nerwy. Ma trzymać się z dala od niej. Jasne?
- Masz moje słowo. - Liam położył dłoń na klatce piersiowej w geście obietnicy.
Czyżby to był plan Zayn'a? Mark darzył zaufaniem Liam'a. Wydawał mu się dojrzały i odpowiedzialny. Idealna parka. W przeciwieństwie do Zayn'a. Tylko ja miałam inne zdanie.
- Gotowa do wyjścia? 
- Potrzebuje świeżego powietrza. Serio się zgodziłeś?
Mark był rozbawiony moim niedowierzaniem.
- Zgnijesz, siedząc 24/7 w budynku. Pobądź ze znajomymi.
- Wow. Jest jakiś haczyk?
- Żadnego. Nie będziesz spędzała kolejnego wieczoru z Ponsi'm. Jadę do studia. Posiedzę do rana. - Mark'a nie opuszczał dobry humor.
- Jedziesz do studia czy domu brunetki z wczorajszej randki ?- zaśmiałam się, słysząc własne spytanie.
- Spadajcie. Dobrej zabawy.

Rome restaurant


Liam zatrzymał auto przed włoską restauracją. W środku czekali wszyscy, prócz Zayn'a. Pytałam Liam'a o niego, ale zbywał mnie i kończył, mówiąc, że obiecał memu bratu, iż Zayn się nie pojawi.

Skończyło się na obiecankach-cacankach. Po co ruszałam się z domu?
Restauracja znajdowała się w centrum miasta. Czarna barwa ścian i tkanin połączona z pastelami, i błękitem, ozdobne maski, muzyka - to wszystko nadawało prawdziwy, wenecki klimat temu miejscu.
Bliska łez, znalazlam miejsce obok wiecznie głodnego Niall'a.
- Co ci maleńka?
Był bardzo dobrym obserwatorem. Natychmiast dostrzegł mój zły humor.
Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Spędzimy ten wieczór razem. Uśmiechnij się. Inaczej zacznę opowiadać ci, zbereźne dowcipy. Wierz mi, jestem tragiczny w tym - Irlandczyk roześmiał się głośno z własnego tekstu. - Na co masz ochotę?
Wzięłam menu do ręki. Wszystko wyglądało znakomicie na fotografiach. Po krótkim namyśle wybrałam Lasagne con Mozzarella i lampkę Antinori Solaia.
- To tylko przystawka! Jak możesz tak mało jeść? - oburzony Niall zabrał mi kartę dań. - Wezmę Ci jeszcze...
- Przepraszam za spóźnienie - rozległ się głęboki, męski głos. - Harry, posuniesz się?
Zrobiła się luka między mną a Hazzą. Zayn to wykorzystał i wcisnął się między nas.
- Obiecałem - z jego ust wydobyły się słowa słyszalne tylko dla mnie. - A ja zawsze dotrzymuję obietnic. - ujął delikatnie moją dłoń pod stołem.
- Bałam się, że nie przyjdziesz. Liam mówił, że zostałeś u siebie.
- Ma złego informatora. Stawianie włosów tyle zajęło mi czasu.
Parsknęłam niepohamowanym śmiechem.
- Fer, wyglądasz nieziemsko dziś.
- Mów dalej. - moje usta rozciągnęły się w błogim uśmiechu.
- Swoim uśmiechem rozpromieniasz moje szare życie.
- Jeszcze dwa tygodnie temu siadając na dachu, nie zdawałam sobie sprawy jak zmienisz moje życie. Myślałam, że mnie zrzucisz z tej wysokości, a teraz siedzimy tutaj, obok siebie i prawisz mi komplementy.
- Byłem zagubiony w tym wszystkim. Przez x-factor moje życie uległo radykalnej zmianie. Tygodnie poza domem, bez przyjaciół, życie z czwórką chłopaków, których znałem od pół roku. Nie było czasu na lukrowanie. Teraz mam przewodnika w tym świecie. Ciebie.
- Dwie zagubione duszyczki połączyły się w jedność, by raz przedzierać się przez te egzystencjalne problemy.
- Znamy się krótko, ale czuję, jakby to były lata. Traktuję cię na poważnie. Nie jak zabawkę na miesiąc, czy dwa, którą po znudzeniu rzuca się w kąt lub do pudła.
- Spróbowałbyś tylko. - dźgnęłam go palcem w udo.
- Nie rób tak, bo się napalę. - odsunął się ode mnie.
- Na nic więcej nie możemy sobie pozwolić. - złożyłam usta w podkówkę.
- Poczekaj jeszcze chwilę, a przekonasz się do czego dojdzie między nami.
Zjawił się kelner z zamówionymi daniami.
- Zajebiste! - uradowany Niall klasnął w ręce i od razu zabrał się za pałaszowanie jedzenia, gdy talerz wylądował przed nim.
- Bon apettit. - życzył nam kelner i zostawił nas samych, by udać się do stolika obok.
- Wyborne! - krzyknął Niall z pełną buzią jedzenia. Chłopak znalazł swój raj na ziemi.
- Nie mówi się z jedzeniem w ustach. - pouczył go Daddy.
- Zabronisz mi? - mówiąc to, kawałki nieprzeżutej pizzy wylądowały na twarzy Harry'ego.
- Czy cię Bóg opuścił? - Hazza gwałtownie się podniósł i uderzył ze złością w stół. - Ohyda.
- Ciągle się żrecie. - skomentował Lou.
Chcąc pogodzić tą dwójkę, Liam uniósł kieliszek.
- Chciałbym wznieść toast za szczęśliwy powrót w jednym kawałku Fer i Zayn'a.
- Właśnie, co wy tam robiliście? - zapytał zainteresowany Louis.
- Pewnie to co my parę godzin wcześniej. - odpowiedział mu Harry.
Rozległ się gromki śmiech.
- Lepiej zajmij się swoim talerzem. - skwitował oschle Zayn.
- Czyli był sex! Będą małe Feyn juniorki. Miałem rację! Toast! - Mr. Marchewka jednym duszkiem wypił zawartość kieliszka.
Z czasem rozmowa ucichła. Wszyscy byli zajęci jedzeniem, lub swymi drugimi połówkami jak Liam i Dan.
Pomiędzy mną i Zayn'em zapadło milczenie. Napawaliśmy się swoją obecnością.
Poczułam dłoń Zayn'a na udzie. Gładził je. Gęsia skórka sprawiła, że chłopak uśmiechnął się łobuzersko. Chciałam by mnie dotykał, pieścił. Chciałam ujrzeć jego zaróżowione policzki, słyszeć przyspieszone bicie serce. Wsunął swą dłoń pod sukienkę. Wędrowała ona coraz bliżej mego krocza. 
- Przestań. Ugryzę cię zaraz. - za wszelka cenę starałam powstrzymać nadchodzącą falę pożądania.
Zayn nie posłuchał. Opuszkami palców gładził mnie przez materiał bielizny.
Przygryzłam wargę, by nie jęknąć. Pragnęłam go całym ciałem.
- Zmywamy się stąd? - wsunął mi kosmyk włosów za ucho.
- Nie możemy. Przepraszam - odeszłam od stołu. Jeśli natychmiast nie znajdę się w bezpiecznej odległości od Zayn'a, to zgwałcę go na stole. - Liam, odwieziesz mnie do domu? Źle się poczułam. 

9 piętro, Venice Beach


Nagle  rozległo się pukanie do drzwi.
- Już idę! - krzyknęłam.

 Pewnie to Liam. Chłopak chce mieć pewność, czy już ze mną lepiej. Gdyby tylko wiedział, co było powodem mojego tzw 'złego samopoczucia'. Fer! Skarciłam się w myślach. Stajesz się napalona nastolatką. Opanuj się. 
Gdy otworzyłam drzwi, byłam w szoku. Przede mną stał Zayn. Piękny jak zawsze. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaniemówiłam. Wpatrywałam się w niego jak głupia. Podziwiałam jego jego cudowne, brązowe oczy i ten olśniewający uśmiech. 'O boże....On jest idealny' pomyślałam.
- Hej skarbie – szepnął. 

Nie wytrzymałam napięcia. Wciągnęłam go do apartamentu i zatrzasnęłam za nim drzwi. Szybko skierowaliśmy się do mojej sypialni. Dosłownie rzuciłam się na niego, moje wargi napotkały jego w namiętnym pocałunku. Pozbył się mojej sukienki. Rozpiął mi biustonosz, zanim zauważyłam, że kładzie tam rękę. Odwdzięczyłam mu się tym samym, zrywając z niego koszulę.
Gdy pochylił głowę ku moim piersiom, jego włosy musnęły moje ciało. Poczułam na sutku leciutkie ugryzienie i rozkoszny dotyk ust. Dotknęłam zamka błyskawicznego jego dżinsów, przesunęłam ręką po wybrzuszeniu. O tak, był bardzo zadowolony z tego spotkania... Nasza gra wstępna przeszła na wyższy etap.
Zayn zdjął jeansy. Gdzieś zniknęły moje majtki. Jego ciało przykryło moje. Całował mnie raz za razem, pośpiesznie i szaleńczo. Wydawał głośne jęki, a ja mu wtórowałam. Jego palce odkrywały mnie na nowo, dotykająć wszystkich możliwych stref erogennych, w taki sposób, że po prostu wiłam się pod nim.
- Zayn – stęknęłam, zachęcając go do wejścia we mnie – Teraz.
- Och, tak – powiedział. Wsunął się we mnie z łatwością.
Poruszył się, a ja wydałam z siebie zdławiony jęk.
- Boli cię? – spytał.
- Nie. Więc przestań gadać i rób to co zaczołes– odparłam.
Ruszył więc naprzód z impetem.
- O mój Boże! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Palce wbiłam mocno w jego idealne mięśnie ramion. 

– Tak!
Wszedł we mnie tak głęboko, jak tylko mógł. Zaczął poruszać się coraz szybciej i szybciej, aż pomyślałam, że rozpadnę  się na kawałki. Na szczęście nic takiego się nie stało. Czułam się, jakby na minutę opuściła własne ciało.. Nigdy nie było mi tak odbrze, ale nie miałam dość powietrza, żeby krzyknąć lub choćby coś powiedzieć. Nadal obejmowałam jego plecy i wiedziłam, że drży w orgazmie.
Nie potrafił bym przemówić, nawet gdyby od tego zależało moje życie. Leżeliśmy w milczeniu, wyczerpani. Nie przeszkadzał mi jego ciężar. Wręcz przeciwnie, pod Zaynem czułam się bezpieczna. Mogłabym trwać w tej pozycji wieczność.

- Brawa! Brawa! Co za show! Będzie porno pierwsza klasa. - chwilę rozkoszy przerwał klaskający Isom.
- Co ty tutaj robisz? - chwyciłam koc i przykryłam nim siebie i Zayn'a. - Wynoś się. Słyszysz? 
- Chciałaś zapytać, co on tutaj robi - odparł z lodowatością mężczyzna. -  Mark będzie z ciebie dumny. Co za przedstawienie. Na twoim miejscu pakowałbym walizki. - Isom dalej bawił się w swoją gierkę.
- Co kurwa, zazdrościsz? - Zayn obrzucił go pogardliwym spojrzeniem. Złapał swoje ciuchy leżące na podłodze obok i zaczął zakładać je na swoje nagie ciało.
- Co ty wyprawiasz? -  z trudem wydusiłam z siebie te słowa, zażenowana zaistniałą sytuacją. 
- Nie chcę cię pakować w jeszcze większe kłopoty. Masz wystarczająco przechlapane przeze mnie.
- Idź, droga wolna. - skomentował Isom.
- Nie! - odwróciłam się do Zayn'a i z objęłam go mocno w pasie.
- Tak będzie lepiej. - wyswobodził się z mojego uścisku. - Do zobaczenia.- musnął wargami kącik mych ust.
- Nie byłbym tego taki pewien. - zaśmiał się sarkastycznie nieproszony gość.
- Wal się chuju. - Zayn popchnął go na ścianę, wychodząc z pokoju. 
Byłam w rozterce. Z jednej strony chciałam pobiec za Zayn'em, zatrzymać go. Z drugiej musiałam trzymać emocje na wodze. Isom prawdopodobnie miał coś co mogłoby mi zaszkodzić.
Zostałam sama, opuszczona.


Z perspektywy Zayn'a 

Dwie godziny wcześniej, 11 piętro, Venice Beach

- Zayn, gdzie się wybierasz? - już stałem w progu. gdy usłyszałem głos managera. - Zapomniałeś, że mieliśmy porozmawiać?
- Tak, ale czy nie możemy troche później? 
Chciałem wreszcie zobaczyć Fer. Chciałem to za mało powiedziane. Pragnąłem tego. Długo tłumaczyłem Liam'owie dlaczego chce, by Fer poszła z nami. W końcu kiedy przekonał Marka, by ten puścił Fer, ja mam się tam nie pojawić? Bezczelność.!
- Nie! - ostro zaprotestował. - Siadaj!
- Wolę postać - powiedziałem zniecierpliwiony. - Umówiłem się z chłopakami i nie chciałbym się spóźnić.
- Z chłopakami mówisz? A ta dziewczyna?
- To jest zwykła koleżanka - po jego minie poznałem, że nie bardzo wierzył w moje zapewnienia. - To jest siostra Marka Fostera. Mieszka dwa piętra niżej. Całe dnie siedzi sama, więc pomyśleliśmy, że mogłaby iść z nami. To wszystko.
- Taak, a te trzy dni co spędziliście razem? - znalazł się wszystko wiedzący. - Myślisz, że uwierzę, że nie zaciągnąłeś jej do łózka?
- Twoja sprawa... Gówno mnie to obchodzi - powiedziałem, pokazując rząd białych zębów. - Nie zamierzam ci się tłumaczyć.
.- Nie obchodzi mnie to, czy się pieprzycie, czy nie. Ma to nie dotrzeć do mediów - podniósł głos, - Masz czas do końca sierpnia, żeby to zakończyć. Przed powrotem do Anglii masz być z powrotem singlem.
- Co kurwa? - nie docierało do mnie to co mówił. Ciągle wtyka nos w nasze życie osobiste. Powoli mam tego dosyć.
- Czyli jednak coś do niej czujesz - powiedział z drwiną -  Pamiętasz o kontrakcie?
- Yup. - powiedziałem cicho. Podpisując go dwa lata temu, nie wiedziałem jakie konsekwencje przyniesie w przyszłości. Mogłem negocjować jak reszta, ale miałem inne priorytety w życiu. Kasa i miliony fanek.
- Wyrażę się jasno. Mam nadzieje, że dotrze to do ciebie. Zostały ci niecałe dwa miesiące na zakończenie tego związku. - rzekł bez wzruszenia. - Kariera czy ta dziewczyna?
- Znasz mój wybór. - powiedziałem ze spuszczoną głową.



Mamy prośbę. Jeśli wpadacie tutaj i czytacie to story, to zostawcie jakiś ślad po sobie. Byłoby nam mega miło!
Mamy nadzieję, że Wam się spodoba!
Take care guys! Love ya all!




12 sierpnia 2012

Chapter 10 - Every Teardrop Is A Waterfall.




01.07.2012 r

Powrót do LA

Pociąg punktualnie przyjechał na stację, a raczej do kilku desek przygwożdżonych do skalnej nawierzchni, mających przypominać prowizoryczny peron.  Na nasze szczęście maszyna nie przypominała masywnych lokomotyw z wagonami pasażerskimi z lat ’30 ubiegłego wieku. Dosyć nowoczesna, zadbana.
Szybko znaleźliśmy wolny przedział. Nie mieliśmy źadnych bagaży, bo chłopaki nic nam nie zostawili, prócz dolarów na tydzień przeżycia. Podróż miała trwać prawie 10 godzin.
Mieliśmy połowę drogi  za sobą. Zayn wykończony wczorajszą, długotrwałą ‘zabawą’ w pokoju, pochrapywał leniwie, oparty głową o szklaną taflę szyby. Włosy miał potargane przez pustynny wiatr, ubrania miały liczne ślady i zabrudzenia po kilku dniowym użytku. I tak wygląda znacznie lepiej bez nich. Tak jak Pan Bóg go stworzył.
Leżałam przytulona do jego ramienia i podziwiałam tą anielską piękność. To bóg seksu, który zszedł na ziemię, by sprowadzać takie grzeczne dziewczyny jak ja na złą drogę.
Jedno pytanie nie dawało mi spokoju w czasie tej podróży. Kilka pytań – ‘Czy te kilka dni naprawdę rozpaliło tak potężny płomień miłości? Czy podołamy?’ Niewątpliwie tak. Jeśli ktoś kilka miesięcy temu zapytał mnie czy jest ktoś w stanie rozkochać mnie w tak krótkim czasie, to bym go porządnie wyśmiała. Los potrafi plątać figle. I za to mu niezmiernie dziękuję.
Zayn pomruknąwszy przez sen, obrócił się w moją stronę i wtulił twarz w szyję.
- Daleko jeszcze? chłopak zapytał się ospale.
- Nie chce wracać. Jestem pełna obaw z powodu tego powrotu. Mój brat. Wpadnie w histeryczną złości. Jeszcze bardziej boję się, że nie wypali między nami. Masz zespół, twój dom jest na Wyspach, a ja nie porzucę szkoły i nie opuszczę LA, póki jestem niepełnoletnia. To wszystko nie układa się tak łatwo. Nie każdy element pasuje do innego, jak w puzzlach. Nie będzie idealnie.
- Ciii – Zayn przerwał moje żale krótkim pocałunkiem. – Jestem tu teraz. Z tobą. Tam też będę. I w każdym innym miejscu na tym globie. Obiecuję.


LA,  apartamentowiec Venice Beach

- Nie wejdę tam. Nie ma mowy. Auto Mark’a jest zaparkowane – wskazałam głową na strzeżony parking. – Musi być u siebie na górze. Wydrze się nie mnie. Da szlaban. A co gorsze stracił zaufanie do mnie i nie odezwie się przez kolejny rok.
- Żałujesz tych dni? Spędzonych ze mnie?
- Skądże! Nie myśl nawet w taki sposób. – Skarciłam go i weszliśmy do środka budynku. Trzymając się kurczowo jego ramienia, weszliśmy do windy, która zawiozła nas na 11 piętro.
Zayn, gotów do ataku na chłopaków, wcisnął kilkakrotnie guzik dzwonka. Zniecierpliwiony brakiem odzewu ze strony chłopaków, uderzył pięścią w drzwi.
- Otwierać! Długo oczekiwany przez was prezent w końcu dotarł. – ponowił uderzenie.
Agresywne dobijanie się przyniosło skutek. Niepewne kroki w holu nasilały się z czasem. Ktoś niechętnie otworzył drzwi, bo trwało to z godzinę. Za nimi stał Harry z przyklejonym, sztucznym uśmiechem.
- Bracie! Tęskniłem. – Loczek widząc buzującego Zayn’a cofnął się o trzy kroki do tyłu.
- Bracie?! Tęskniłeś?! Powtórz to dupku. – mulat podwinął rękawy bluzy i rzucił się na kolegę.
- Uspokójcie się! – w tej samej chwili pojawił się Lou. Chciał rozdzielić tą dwójkę
Wszelkie próby poszły na marne. Zayn był za bardzo żądny krwi.
-  Zamknij się, rozumiesz? Czy ci to powiedzieć po chińsku? Nie masz bladego pojęcia, co ja tam przeżyłem. Zero sieci, zero TV, zero czystych, własnych ubrań, zero fajek, porządnego prysznica i jedzenia. No tylko dwa kondomy. A tak to nic. Wielkie nic. A to wszystko przez wasze pijackie pomysły! Ciebie kurwa też zabiję! – Zayn wyrzucił z siebie wszystko co mu na duszy ciążyło.
- Pomocy! Pomocy! Próba morderstwa. – darł się Lou.
Mój podniesiony głos na nich nie działał. Olewka. Zayn zachowywał się jak dzikie zwierzę, a Harry z Lou niczym przestraszone, przyszłe ofiary.
- Mówiłem, że tak będzie. Liam też. – Niall wystawił głowę za framugi kuchennych drzwi, by móc zobaczyć teatrzyk w holu.
- Przestań! – złapałam Zayn’a za kaptur bluzy i siłą go odciągnęłam. – Zaraz wszyscy tu się zejdą.
Rozległ się donośny tupot ciężkich butów na schodach.
- Kolejne krzyki. Kolejna impreza. Oprócz was są tutaj też inni artyści. Prosiłem o parę dni ciszy. Pracujemy nad nowym materiał na drugi album – mój brat wpadł w furię. – Do tego wywieźliście gdzieś moją siostrę. Dzień, a dzwonię na policję.
- Sorry. Nie powtórzy się. – zapewnił go Harry.
Stałam schowana za Zayn’em ze wzrokiem wbitym w ciemną podłogę.
- Ooooo. Patrzcie, kto postanowił wrócić łaskawie do domu. – brat zaśmiał się drwiąco. Głos miał przepełniony złością.
- Nie znasz prawdy – Zayn próbował mnie bronić i wyjaśnić zaistniałą sytuację. – Zostaliśmy wrobieni.
- Największym błędem było pozwolenie mojej siostrze na zaprzyjaźnienie się z wami. Nigdy nie powinienem na to się zgodzić.  – Oburzyłam się.
- Mam prawie osiemnaście lat. Sama sobie wybieram przyjaciół. Jestem świadoma swych czynów i wyborów.
- Nie odzywaj się –  dalsza polemika z nim nie miała szans. – Pozwalałem ci na wszystko. Troszczyłem się o ciebie, zamartwiałem, gdy siedziałaś smutna w pokoju i nie chciałaś opuścić czterech ścian. I jak mi się odpłacasz? Nie masz żadnego szacunku wobec mnie. Od dziś ja decyduję gdzie wychodzisz i z kim. Oraz koniec kontaktu z tym kolesiem, z którym byłaś na tej niby pustyni. Dowiem się, że się z nim spotkałaś – wyprowadzamy się stąd. – Mark złapał mnie za nadgarstek.
- Zostaw. Mnie. – wyszarpnęłam się mu.
- Pamiętasz komu sąd dał prawo opieki nad małoletnią siostrą? Komu tak naprawdę narzucił, nakazał po śmierci mamy parę miesięcy temu?
- Pieprz się. – łzy napłynęły  do oczu.
Na twarzach chłopaków malował się szok po usłyszeniu o Mojem mamie. Szczególnie mego chłopaka. Chciałam mu powiedzieć. Próbowałam kilkakrotnie.
Nie odezwałam się. Idąc samowolnie do apartamentu brata, zerknęłam szybko przez ramię na Zayn’a i posłałam mu ledwo dostrzegalny uśmiech. Odpowiedział mi spojrzeniem ‘będzie ok.’
Nie tym razem. 


03.07.2012 r

9 piętro, Venice Beach

Mark nigdy nie zapomni o moim wybryku. To znaczy chłopaków. Choć wini mnie za to. Wybaczy, ale nie zapomni. Od tego wydarzenia jest oziębły, traktuje mnie na dystans. Po powrocie do jego apartamentu zrobił mi jeszcze większą awanturę, niż na piętrze chłopaków. Całe zajście biernie obserwowali Sean i Ponsi, pełni współczucia oraz Isom, którego cała sytuacja bawiła. Podśmiewywał się złośliwie pod nosem. 
Dostałam nauczkę.
Nie widziałam się z Zayn'em od 43 godzin i 53 minut. Usychałam z tęsknoty jak roślina, o której podlewaniu zapomniał właściciel. Za jego śmiechem, elektryzującym dotykiem, ognistymi pocałunkami. 
Najśmieszniejsze w tym wszystkim, jest to że nie mam nawet jego numeru telefonu. Te ostatnie dni były tak zaskakujące, przyniosły tyle niespodziewanych obrotów sytuacji, że nie pomyślałam o tak błahej rzeczy. Mój błąd. Mogłabym spamować do niego na twitter'ze. Szanse były nikłe, by zauważył/ Trafić na niego online, to jak wygrać pluszaka, strącając piramidkę puszek balonikami na jarmarku. 
Jestem uziemiona i muszę pokazać bratu, że jego nauki trafiły do mnie. Będę najgrzeczniejszą siostrą, jaką mógłby sobie wyobrazić. 

Czas dłużył się niemiłosiernie. Dzień głównie mijał mi na gapieniu się w sufit i rozmyślaniu, co mogłabym w obecnej chwili robić z ukochanym. |Każda myśli o nim przyśpieszała bicie mego serca.
Spojrzałam na elektryczny zegar w cętkowany wzór. Mama podarowała mi go na czternaste urodziny. Zbliżała się północ. Mimo późnej pory, byłam wypoczęta. Każdy by był po całym dniu nic nie robienia.
Narzuciłam na ramiona bluzę i wyszłam z sypialni. Słysząc głośne dźwięki telewizora dobiegające z sypialni, ruszyłam w jej kierunku. Zobaczyłam Ponsi'ego. Leżał na plecach na kanapie, z głową w dół i oglądał 'Szkołę przetrwania'. Znalazł się miłośnik natury. Wokół niego leżały okruchy po czekoladowych cookies z nutą toffi.
- Szykujesz się na ekstremalną wyprawę? 
- Bingo. Planuję podbój Amazonki i zdobycie najwyższego szczytu tej planety. - wyjaśnił krótko.
- Zabierz mego brata ze sobą i go tam zostaw na uduszenie przez anakondę i pożarcie. - chwyciłam jedno ciastko i ugryzłam kęs. 
- Jesteś okrutna. - stwierdził, siadając w normalnej pozycji.
- Wiesz o tym nie od dziś. Gdzie Mark?
- Na randce. Zeswatałem go z uroczą brutnetką, poznaną na targu staroci. Masz pojęcia, jakie tam cuda można znaleźć? Upierał się, że nie zostawi Cię samej, więc zgłosiłem się na niańkę. 
- Niech go ta laska uprowadzi - zerknęłam w stronę kuchni. - Zostawił coś do jedzenia?
- Wątpię. Znalazłem tylko te okropne ciastka. Weź sobie pieniądze z mego portfela i zamów pastę lub chińszczyznę. Mam ochotę na smażony ryż z kawałkami kurczaka w curry.
- Użyczę twego i'Pad'a do złożenia zamówienia.
- Leży gdzieś w holu, albo na balkonie. 
Sprawdziłam wskazane miejsca. Był zostawiony na szklanym stoliku obok nieskończonej lattee. Bałaganiarze.
Usiadłam na wiklinowym fotelu, opierając nogi o stolik. 
Miasto rozświetlone było przez wieżowce i uliczne latarnie. W oddali znajdował się park, a obok sztuczne jezioro, które przybrało srebrzystą poświatę. Wiatr łagodnie otulał moją twarz. Przyniósł także ciche, pierwsze akordy akustycznej gitary. Owe dźwięki dobiegały z balkonu, dwa piętra wyżej. Po chwili usłyszałam śpiewającego Niall'a. 
- Niall! - wychyliłam się przez barierkę, unosząc wzrok ku górze. 
- Kto tam? - chłopak spojrzał w dół, zatrzymując spojrzenie na mnie. - O, cześć Fer! Uziemiona?
- Na całego. Nie mogę sama opuścić apartamentu, Przechlapane. - jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. 
- Wiśniowego żelka na osłodę życia? - zaproponował chłopak.
- Czemu nie. 
- Uwaga! Rzucam. 
Wyciągnęłam rękę, by złapać żelka w postaci złączonych dwóch wisienek, ale moja sprawność ruchowa zostawiała wiele do życzenia. Słodkość runęła o brukowy chodnik dziewięć pięter niżej.
- Czekaj. Spróbujemy ponownie. Powiem jednemu z chłopaków, żeby przyniósł nową paczkę - otworzył drzwi balkonowe i krzyknął do kumpla, siedzącego przed PS3. - Zayn. Żelki potrzebne. Sprawa mega pilna!
Momentalnie ożywiłam się.
- Jest tam Zayn?
- Skoczysz mi potem po fajki. - Zayn postawił ultimatum.
- Dla poprawy humoru Fer wszystko.
- Fer! - Zayn szybko wyszedł na zewnątrz i ukazał mi rząd białych zębów w szerokim uśmiechu. - Zostaw nas samych - skierował swe słowa do Niall'a. - Muszę wyjaśnić pewną sprawę. 
- Przecież wy nie gadacie ze sobą - Irlandczyk był zaskoczony zachowaniem przyjaciela. - Nie pałacie sympatią do siebie.
- Stare dzieje. Muszę przeprosić Fer.
- Eeee. Coś mi tu śmierdzi. 
- Spadaj.
Nialler zabrał gitarę i znikł z mego pola widzenia, wracając do środka mieszkania.
- Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo! Weź mię, ach! całą!
Biorę cię za słowo. Zwij mię kochankiem. - Zayn właczył się do dialogu.
- Znasz? 
- Pierwsza planowa rola w szkolnym przedstawieniu - odpowiedział dumnie. - Marzyłem o aktorstwie. Byciu wolnym, niezależnym. By występować na deskach najsłynniejszych teatrów na Broadway'u. Ale to było 10 lat temu. Obecnie śnię o czymś innym. Raczej o kimś. 
Jego uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa. Oddałabym wszystko, by znaleźć się obok niego.
- Bardzo ci się oberwało? - zapytał z troską.
- Nie staniemy koło siebie przez następne dziesięciolecie. Mój brat jest nieugięty.
Mark starał się chronić mnie przed złym, młodzieńczymi wybrykami, ale miłość popychała mnie do buntu. Nie mogłam z nią walczyć.
- Pogadam z nim.
- Nie próbuj nawet! - zaprotestowałam ostro. - To pogorszy całą sytuację.
- Chce mieć cię przy sobie. Cholernie tęsknie. Wpadłbym do twego mieszkania, porwał cię i już nigdy nie oddał. Każda myśl o Tobie pogłębia moją rozpaczliwą tęsknotę. Wspomnienie twego rozgrzanego ciała zabiera cząstkę mnie. Nie mogę normalnie funkcjonować. Nie umiem. Bez ciebie. - głos mu się załamał. 
Poczułam, że zaraz rozsadzi mi serce. Drżałam, choć na dworze panowała temperatura powyżej dwudziestu stopni.
- Nie może tak być. Nie zgadzam się na to. - pokiwał głową.
- Bądź za 15 minut w naszym miejscu. 
- Co? Przecież... - nie zdążył dokończyć zdania. Wpadłam jak huragan do salonu. Moją ostatnią nadzieją był Ponsi.
- Ponsi. Prawdopodobnie się nie zgodzisz, ale posłuchaj.. 
Przerwał mi.
- Zgadzam się. Idź. Tylko nie pakuj się znów w kłopoty. Jasne?
- Czytasz mi w myślach? Nie zdążyłam nawet rozpocząć swego błaganego monologu.
- Słyszałem rozmowę na balkonie - poruszał znacząco brwiami. - Dwa gruchające gołąbeczki.
- Dzięki! Będę ci dłużna do końca życia! - ucałowałam go przelotnie w polik.
W holu, przed lustrem musnęłam usta smakowym błyszczykiem i poprawiłam włosy palcami.
Zayn czekał już na mnie. Gdy dotarłam na dach, stał oparty o barierkę i kończył palić.
Wpadłam w jego ramiona.
- O! Julio. Przysięgam na ten księżyc, co wspaniale...
Zayn'owi najwidoczniej spodobała się zabawa w cytowanie Szekspira.
- Pocałuj mnie. - wyszeptałam, zbliżając twarz do jego.
Czułam jego ciepły oddech na skórze. Zaczął mnie całować. Najpierw w usta, potem policzki i szyję. Przywarłam całym ciałem do niego. Ponowił pocałunek w usta, Wsunął palce w me włosy, nie odrywając warg. Delikatnie oparł mnie o ścianę.
- Zayn.. - gładziłam dłońmi jego plecy i ramiona. - Nie możemy się spotykać przez pewien czas.
- Możemy. - pozbył się mojej bluzy. Zsunął ramiączko koszulki w dół.
- Będziemy jak Romeo i Julia. Spotkania po kryjomu, skryte pocałunki. 
- Z happy end'em - obsypywał namiętnymi pocałunkami moje ramie i dekolt. - Nie martw się. Poradzę coś na to. - powiedział na jednym wdechu w przerwie między pieszczotami.
- Kocham Cię.
- Czeka - Zayn spojrzał w stronę pożarowych schodów. - Ktoś tu jest. 
- Coo??
MIał rację. Odepchnęłam do od siebie.
W drzwiach stał Mark.

Słońca ! Dziękujemy Wam za te komentarze pod ostatnim rozdziałem i pod każdym wcześniejszym! 
Nowe rozdziały pojawią się w najbliższym czasie.
Przygotujcie się na coś mega, ostrego, perwersyjnego, zabawnego etc. 
Love you all!