7 kwietnia 2012

Chapter 2. Nice to meet ya man.

26.06.2012 r 

Dear Diary

Venice Beach, dach  apartamentowca.


- Jak śmiesz?! Za kogo się uważasz ty egoistyczny dupku? Matka cię kultury nie nauczyła? - wydarłam się na cały głos. - Myślisz, że jesteś królem tego świata? Każdy ma się usuwać z twojej drogi? Jesteś panem całej kuli i nikt nie ma prawa tu przebywać bez twojej wiedzy?
Adrenalina uderzyła mi do głowy. Miałam ochotę rzucić się na niego, rzucać jeszcze gorszymi obelgami.
Chłopak olał moją przemowę. Wyjął paczkę papierosów by móc zapalić fajkę. Zaciągnął się lekko podpalonym papierosem i wypuścił kłębek dymu tytoniowego w stronę mej twarzy.
Teraz miarka się przebrała. Uderzyłam go w policzek otwartą dłonią z taką siłą, że rozległ się charakterystyczny plask. W mężczyźnie, aż zagotowało się od wściekłości. Musiała ona doskoczyć do najwyższego stopnia, a nawet przekroczyć ją. Wyciągnął palec wskazujący w moją stronę.
- Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz. Nie raczę za siebie. Skutek może być nieprzyjemny dla ciebie. - próbował opanować drżenie dłoni.
- Może mam cię jeszcze przeprosić w tym momencie? Ty tutaj wpadłeś i zrobiłeś awanturę bez przyczyny. - powiedziałam gorzko, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie wyobrażasz sobie kim jestem. Zayn Malik! Cały świat mnie zna. Przy mnie jesteś zwykłą szarą myszką, nie wyróżniającą się niczym, nieznaną nikomu.
- Kurwa mać. Jaja sobie do jasnej cholery robisz ze mnie? Zaraz ci krzywdę zrobię gnojku. - zamachnęłam się  po raz drugi, ale przewidział mój ruch. Złapał mnie za nadgarstek i syknął.
- Mówiłem ci przed chwilą. Nie odpowiadam za swoje zachowanie.
- Puszczaj alkoholiku. Wódką jedzie od ciebie na kilometr. - wyrwałam mu się i pobiegłam do drzwi, by po paru minutach znaleźć się na piętrze mojego mieszkania.

Venice Beach, 11 piętro apartamentowca.

Wejściowe drzwi były niezamknięte. Dziwne. Pewnie któryś z chłopaków zapomniał o tym. Lub to włamanie. Walić to. Niech się dzieje co Bóg nakaże. I tak jesteśmy marionetkami w jego rękach. Nasze życie to teatr. Kolejne momenty to sceny. Po czym wszystko przemija.
Ostrożnie weszłam do środka i mnie zamurowało. Tanecznym krokiem przywędrował do mnie chłopak, przebywający za dużo na solarium lub słońcu.
- Przepraszam cie bardzo. - rozpoczęłam niezdarnie. -  Nie pomyliły ci się mieszkania? - bąknęłam zdezorientowana.
- Hesitation!! - piskliwym głosem krzyknął mi do ucha, odruchowo podskoczyłam.
- Mieszkam tu z bratem. Mógłbyś się wynieść ?
- Wrong answer! - ponownie odparł zbyt głośno. Nie wiadomo skąd pojawił się zanim chłopak z burzą kręconych, brązowych włosów. Wymachiwał rękoma w różne strony i podśpiewywał.
- I'm the winner! Woho I'm the winner! Wooo!
- Banda idiotów. - mruknęłam pod nosem.
- Miło nam cię poznać. Jestem Louis, a to Harry. - przedstawił siebie i kolegę. Wyciągnął rękę by uścisnąć moją. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń i puściłam.
- Fer. - chłodno wypowiedziałam swoje imię. - Wyniesiecie się teraz?
- Słonko, mu tutaj mieszkamy od tygodnia. Ale jeśli bardzo tego pragniesz to pozwolimy ci gościć u nas. Miejsce się znajdzie. - zaśmiał się cicho Louis.
Rozejrzałam się po holu, rozkład pokoi był identyczny, jednak coś było nie tak.
Z pierwszej sypialni wymaszerował blondyn, który okazał się być mi znany. Widziałam go na scenie dzisiejszego dnia.
- Ludzie! Dajcie mi się wyspać! Spokój. - przeciągnął się leniwie. - Przy okazji zamówcie za godzinkę czy dwie stek. Dobrze przypieczony.
Mocny, irlandzki akcent zdradził jego pochodzenie.
Wybuchnęłam niekontrolowanym chichotem.
- Sorry. Moja wina. Już zostawiam was samych. Zapomnijcie o tej sytuacji. - skierowałam się do wyjścia. Czułam falę gorącą uderzającą w moją twarz, policzki zapewne przybrały kolor purpury. Chwyciłam klamkę, przekroczyłam gdy ktoś położył dłoń na mym ramieniu.
- Zostań. Niall da ci pół steka. - Harry popatrzył na mnie smutnymi oczyma. - Jeśli ładnie go o to poprosisz. - dodał z rozbawieniem.
- Nie odmówi takiej piękności. - przytaknął Louis i zalotnie puścił oko do mnie.
- W sumie nie mogę odmówić takiemu ciachowi.
Chłopaki zaprowadzili mnie do kuchni, która przypominała stajnię Augiasza. Wszędzie walały się kartonowe  pudełka po pizzy, puszki po napojach energetyzujących czy piwie, oraz brudne naczynia.
- Chcesz pizzę? - Lou podsunął mi pod nos zimny kawałek pizzy hawajskiej.
- Nie, dzięki. - odparłam z niesmakiem.
- Mamy jeszcze marchewki. Gdzieś pod kanapą. Wybrać się po nie?
- Nie rób sobie kłopotu.
- Miodowe piwo?
- Ok, daj. - Rozsiadłam się na krześle obitym skórą i oparłam łokcie o blat. Chłopak otworzył cztery piwa, postawił dwa przede mną i Harry'm, oraz zawołał Nialla. Sam usiadł na wprost mnie.
- Nie idę nigdzie. - poinformował wszystkich blondyn z sypialni.
- Więcej dla nas. Od kiedy tutaj mieszkasz? Sama?
Po krótce opowiedziałam mu historię, zmyślając niektóre fakty. Ominęłam te najbardziej bolące, ciągle świeże. W towarzystwie chłopaków czułam się wspaniale, ciągłe żarty, anegdoty. Usta same mi się nie zamykały. Jakbym znała ich z dziesięć lat, a nie dopiero godzinę.
Harry opowiadał o ich początkach. Castingach w x-factorze, walce o pozostanie w ścisłej czołówce, pomyśle utworzenia grupy etc. Opowieść przerwały dyskretne kroki w holu, natężające się z każdą chwilą. W progu kuchni pojawiła się postać. Oto mój kochany, nowy znajomy z dachu. Zagadka rozwiązana.
Gwałtownie podniosłam się. Nie chciałam bawić się w kolejne pyskówki.
- Znowu ty? Boże. Co ja takiego ci uczyniłem? - Zayn teatralnie uniósł ręce do góry.
- Oj. Biedny. Nikt cię nie kocha. - wyszczerzyłam się w podłym półuśmiechu. - Żal mi się ciebie zrobiło. Poproszę paczkę chusteczek, bo chyba nie chcecie potoku tutaj.
- Znacie się? - Lou stanął pomiędzy nami z rękoma na biodrach.
- NIE ! - ryknęliśmy oby dwoje jednocześnie.


______________________________

Święta. Chciałyśmy życzyć Wam WESOŁEGO ALLELUJA ! Byście spędzili ten czas z najbliższymi, w jak najmilszej atmosferze. Dobra, koniec pieprzenia. Nie przejmujcie się kaloriami, jedźcie! Babciowe ciasta, mm. *_* Wszystko pójdzie w cycki, obiecujemy! Pomodlimy się za to! :D Szykujcie arsenał na poniedziałek. Mimo chłodu czy braku słońca, lejcie się, lejcie, lejcie. Niech dzieciństwo się przypomni! Poderwijcie po mszy jakiegoś sexy boya na pikawkę z wodą. No i najważniejsze, po kryjomu - ukradnijcie i wypijcie %. Tylko żeby film się Wam nie urwał! Proponujemy kieliszeczek, może dwa. ;> W takim o to oryginalnym stylu kończymy i zapraszamy na kolejne rozdziały. Będzie się działo. Oj będzie.

HAPPY EASTER ROBACZKI! 



2 komentarze: