31 marca 2012

Chapter 1. Where will I find happiness?

26.06.2012 r
Dear Diary 


Venice Beach, 9 piętro apartamentowca.


Rozległo się energiczne pukanie do drzwi mojej sypialni. Ktoś był na tyle bezczelny, że wszedł do środka i skierował się w stronę okien by odsłonić żaluzje. Promienie słoneczne wbiegły do środka, by rozświetlić pomieszczenie. Nagle materac zaczął falować.
- Hello sunshine! - Mark zawył pobudzony.
- Brałeś coś od rana? - mimowolnie uchyliłam lekko powieki,
- Nie. A masz coś na zbyciu? Zaplanowałem dzisiejszy dzień. Oczywiście spędzimy go razem. Jako przykładne  rodzeństwo!
- Wynocha z mojego królestwa. Jeśli nadal do Ciebie nie dociera nigdzie się dzisiaj nie ruszam. Napiszę Ci to później pogrubiony i wytłuszczoną czcionką na czole byś mógł sobie przypominać za każdym razem gdy dojdziesz do lustra. - uśmiechnęłam się jadowicie. Mark najwidoczniej miał moje słowa gdzieś. Zeskoczył z łóżka, złapał za rogi mej kołdry i ściągnął ją.
- Nie żyjesz! - podniosłam się i rzuciłam na niego z poduszką, leżącą tuż obok. Mark odskoczył w stronę drzwi jak oparzony.
- Czekam na ciebie ze śniadaniem w jadalni. Masz dziesięć minut. - znikł za zamykającymi się drzwiami.
" Kretyn ". Pełna niechęci ruszyłam do łazienki, chwytając byle jakie ciuchy leżące na brzoskwiniowej sofie. Po drodze spojrzałam w lustro. Odbicie było przerażające. Z moich ust wydobyło się głośne " Kurwa ". Mark, jak to Mark, wszechwiedzący kosmita krzyknął z dołu " Siostra, przestań bluzgać ". Nie miałam siły się z nim sprzeczać. 
Podkreśliłam lekko oczy, nałożyłam bronzer na kości policzkowe. Losowy wybór ciuchów nie okazał się aż tak tragiczny. Jeansowe, krótkie szorty, czarny t-shirt, czerwona koszula i błękitne conversy. 
W salonie czekała na mnie niespodzianka. Znajdowali się tam wszyscy członkowie bandu mojego brata. Issom wylegiwał się na kanapie w samych bokserkach. Dało się zauważyć, że często odwiedza siłownię. Mężczyzna uważnie przyglądał mi się. Wolałam nie wnikać, po której części mojego ciała wędrują jego oczy. Z kolei Cubbie, co on do cholery wyrabiał? Stał przed TV i podnosił hot doga niczym Sky Blue ćwiczący biceps w " Im sexy and I know it ". Muszę ograniczyć im spożycie fajki wodnej. 
- Yyy, gdzie jest Ponsi? - skierowałam pytanie do wszystkich.
- Tutaj, skarbie. - powiedział ze stoickim spokojem blondyn. Pontius znajdował się w przedziwnej pozycji. Ubrany był piżamę ze słodkimi zdjęciami króliczków. Na stopach miał puchowe kapciuszki w kształcie penisów. Do tego wydawał głosy niczym buddyjscy mnisi.
- Mark, nie mam zamiaru się wtrącać, ale co To ma być?
- Ooo, Fer. Czy Ty od Ferrari. Lubisz to? Zawsze marzyłem o takim ekskluzywnym aucie. 
- Twoja filozofia mnie rozwala. Znajdę ci świetnego fachowca od takich ciężkich przypadków. Totalnie wam odbiło. Wszystkim.
Poszłam do kuchni, gdzie na stole leżały naleśniki z syropem klonowym i kawałkami owoców.
- Zaszalałeś bracie. Umiesz gotować? 
- Niestety nie. Zabrakło mnie w kolejce po umiejętności kulinarne u Boga. - odparł Mark z udawanym smutkiem. - Issom to zrobił. Polubił cię, nie sądzisz?
- Taa, super. - zbyłam jego pytanie. - Co takiego wspaniałego wymyśliłeś na dziś? - zmieniał team. Nie czułam się w towarzystwie Issoma swobodnie.
- Co o tym sądzisz? - z zamyślenia wyrwał mnie Mark. 
- O czym?
- Słuchasz mnie? Mówiłem o centrum handlowym. Jeden brytyjski zespół daje koncert. Nie pamiętam nazwy. Znasz ich na pewno. Dziewczyny szaleją teraz za nimi. - zrobił maślane oczęta.
- One Direction. Musisz znać takie rzeczy by być trendy. Poza tym czy przypadkiem oni ci się nie podobają? - zakpiłam sobie z niego.
- Są seksowni. Nie zaprzeczę.Złapać jednego za..., słodycz. - Mark zrozumiał mój żart. 
- Nie mów mi o swoich fantazjach erotycznych związanych z nimi. Niepotrzebne mi to do egzystencji. - mój organizm domagał się posiłku i dopadłam się do pierwszego naleśnika. Posiłek przyrządzony przez Issoma był jadalny co mnie ucieszyło. Codzienne, identyczne śniadanie wywoływało u mnie odruch wymiotny. Miła odmiana. Momentalnie wszystko znikło z talerza. Upiłam łyk soku malinowego i poszłam do holu gdzie zarzuciłam na siebie jeansową kurtkę. 
- Czekam na was w aucie. - poinformowałam chłopaków i  zjechałam windą na parter. Przy recepcji stał tłum młodych nastolatek. Grzecznie kiwnęłam głową do portiera, który otworzył drzwi wejściowe przede mną. Za mną pobiegły nastolatki.
- Mieszkasz tutaj?! Widziałaś ich?! Jacy są?! - z każdej strony dopływały do mnie setki pytań. - Poznasz ich z nami? Prosimy!
- O co wam chodzi wszystkim?! - otworzyłam drzwi samochodu i wskoczyłam na tylne siedzenie by oderwać się od natłoku pytań fanatyczek. 
" Kto tu taki sławny zamieszkał? Czemu ja nic nie wiem? Koniecznie muszę zapytać się Marka. Chociaż nie. Mam to w dupie. Chcę jak najsprawniej odbyć wycieczkę do galerii, zagrać przykładną siostrę i wrócić do apartamentu".


Czterdzieści pięć minut później, w Ontario Mills.


- Jezu. Jak masz zamiar tam się dostać? - rozejrzałam się nerwowo. 
- Od czego są VIP-owskie bilety? - mój plan ewakuacji szlag trafił. Westchnęłam i zaczęłam przedzierać się przez szalejący tłum. Mark się spisał. Miejsca przy samiutkiej scenie. Cholera.
Dziewczyny w kółko skandowały imiona chłopaków. Jakim cudem oni to wytrzymują? Pewnie zażywają środki uspokajające. Nikt normalny by tego nie przetrwał. Dopiero co zaczęli trasę po USA, ludzie ich poznają a już taka rzesza oddanych wielbicielek. 
Zaczęło się. Muzyka dudniła z głośników. Piątka odwalonych chłopaków zaczęła swoje show. Moją uwagę przykuł niski blondyn, wygłupiający się na scenie. Przypominał mi mojego ex-najlepszego przyjaciela ze szkoły gimnazjalnej. Wiecznie uśmiechnięty, skory do żartów. Zawsze potrafił poprawić mi humor. Niestety wyjechał na drugi koniec świata i słuch o nim zaginął. Zrobiłam się sentymentalna. Kurwa, co się ze mną dzieje? Mark kilka minut temu oddalił się ode mnie. Gdzie on znikł? Miał zaraz wrócić. W głowie huczała mi jedna myśl - ucieczka z tej dziczy pełnej rozwrzeszczanych dziewuch. Moją uwagę przykuła kolorowa koszula  Issoma przemieszczająca się w stronę sieciówki fast foodów. Nie miałam innego wyboru. Z trudem przecisnęłam się przez falę rozpalonych fanek.
- Zabierzesz mnie do apartamentu? Nie mogę nigdzie znaleźć Marka. - miałam nadzieję, że się zgodzi.
- Dlaczego? Stało się coś. 
- Źle sie czuję. - wymyśliłam to kłamstewko na poczekaniu. Mężczyzna kiwnął głową co oznaczało " ok ".
- Dzięki!
- Nie ma sprawy. - zalotnie mrugnął do mnie. 
Zły wybór kierowcy. Nie będzie to najprzyjemniejszy powrót do domu. 
W samochodzie założyłam słuchawki by wyłączyć się od zgiełku, wspomnień i bólu. Wszystko to doszczętnie wyniszczały mnie.
Issom wybrał drogę, której nie znałam. Jechaliśmy przez obrzeża miasta. Zaczęłam się niepokoić.
- Mieliśmy jechać do hotelu. Czemu wybrałeś okrężną trasę?
- Fer. Poznajmy się bliżej. Wydajesz się być osobą pełną tajemnic, których podjąłbym się odgadnienia. 
- Nic nie będzie między nami. Nie dociera to do Ciebie? - uderzyłam pięścią w deskę rozdzielczą. 
- Nie unoś się tak od razu. Podobno kiedyś czerpałaś z życia. Żyłaś całkowitą pełnią. Zmieniłaś się. Już wiem dlaczego wszyscy się od ciebie oddalili.
Znalazł mój najlczulszy punkt. Miał mnie. 
- Nie twój interes. Zajmij się swoją dupą. - dopadła mnie chęć by wydrapać mu oczy. Zostaw mnie tutaj. Dojdę sama. Spacer mi dobrze zrobi. - moja prośba została spełniona. Pozostawił mnie samą na środku ruchliwej drogi. Skończony dupek. 


Dwadzieścia minut później, Venice Beach, dach apartamentowca.


Może trzeba skończyć ze sobą? Przeszkadzam ludziom. Mark mógł by żyć jak kiedyś. Nie myśleć, że jest za kogoś odpowiedzialny. Brakuje mu tego. Nie mówi tego wprost, ale ja wiem o tym. Bardzo dobrze. - siedziałam na betonowym murku z zapłakanymi oczami. Położyłam się, skulona w pół. Wstrząsana szlochem  nie miałam siły na nic. Gdzieś w oddali życie biegło swoim zawrotnym torem.
Rozległ się huk zamykanych,metalowych drzwi. Resztkami sił uniosłam głowę by dostrzec bruneta.
- Co Ty tutaj kurwa robisz?! - rzucił mężczyzna słowa w moją stronę, dostrzegając mnie.
Nie będzie to przyjemny początek znajomości.


3 komentarze: