11.07.2012 r
11 piętro, Venice Beach- Wy..wy..jesteście razem? – Harry wytrzeszczył oczy. – Czekajcie. Muszę usiąść. – trzymając się zagłówka fotela, opadł na nie.
- Nie dziw się tak. Masz minę jakbyś zobaczył prawdziwego
Św. Mikołaja. Każdego może trafić strzała Amora. – Zayn na potwierdzenie swych
słów objął mnie, kładąc dłoń na ramieniu.
- Ale..ale wy?? Nie wierzę.
– Loczek chwycił się za czubek głowy.
- Co w tym takiego nadzwyczajnego? - cała sytuacja nas bawiła. Wygląda na to, że
nikt się nie spodziewał takiego obrotu sytuacji.
- Zayn cię przeklinał po pierwszym spotkaniu. Mocno go
wkurzyłaś. – Hazza nie odrywał wzrok od przytulającej się do siebie naszej
dwójki.
- Było minęła. Story skończone. Musicie przyzwyczaić się do tego, że jesteśmy
razem. Tworzymy związek. Takie widoki, jak całusy czy przytulanie będą na
poziomie dziennym. Muszę się nacieszyć moją połówką.
- Uszczypnijcie mnie. Lou! Lou! – Harry donośnym głosem
zawołał przyjaciela. Po minucie do pokoju wpadł zdyszany Louis z ręcznikiem
zawiązanym wokół bioder.
- Stało się coś? Twój głos brzmiał, jakbyś właśnie stracił
jedną kulkę.
- Spójrz na nich. – trzęsącą się ręką wskazał na nas.
- O MÓJ SŁODKI BOŻE! – Lou rzucił się nas, obejmując za
szyję i ściskając mocno do siebie. – Wiedziałem! Od razu! Mówiłem wszystkim, że
iskrzy między wami!
- Nic nam nie powiedzieli nawet. – poskarżył się obrażonym
tonem Harry.
- Daj spokój. My o swoim związku też nikomu nie mówimy. –
Lou pacnął ‘drugą połówkę Larry’ w ramię. – Zabawmy się w średniowiecznych
posłańców. Wskoczysz w obcisłe legginsy.
Musimy wszystkich powiadomić! -
złapał chłopaka za kaptur bluzy i wyciągnął z pokoju.
- Całe życie z debilami. – westchnął głęboko Zayn. – Na co
moja księżniczka ma ochotę? – podniósł moją brodę palcem, by nasze spojrzenia
się spotkały.
- Pozostawiam ci pole do popisu. – dałam mu całusa w
policzek i wygramoliłam się spod koca. – Idę wziąć prysznic.
- Sama?? – mulat wyciągnął rękę, by złapać mnie za gumkę
szortów.
- Podobno im dłużej nie uprawia się seksu, tym głębsze są stosunki czy pieszczoty. Specjaliście
nazywają to zjawisko huraganem namiętności.
- Nie obchodzi mnie to. Od dwóch tygodni moja własność. –
Zayn kąsał mnie zębami po szyi. Zszedł niżej podciągając mój podkoszulek w
górę.
- Kupie ci lalkę z sex shopu, bo jesteś niewyżyty seksualnie. Najlepiej w ogóle nie wychodźmy z sypialni. – źaśmiałam się krótko, przeczesując dłonią jego kruczoczarne włosy.
Poświęciłam 20 minut na odświeżenie.
Z kuchni rozchodził się po całym mieszkaniu zapach smażonego
bekonu z jajkiem.
Zayn siedział przy stole i nalewał świeżej espresso do
filiżanki. Podeszłam do niego i wsunęłam mu się na kolana.
- Spisałeś się! Należy ci się nagroda. - nasze usta dzieliło
10 centymetrów.
- Jaka ? – W Zayn’a oczach pojawiły się iskierki pożądania.
- Twoja ulubiona forma spędzania wolnego czasu. – położyłam
dłoń na jego klatce piersiowej.
- Myślimy o tym samym? – przejechał rękoma po mym ciele,
zatrzymując się na pośladkach.
- Pokażę ci. – złapałam guzik jego jeansów i zwinnie go
odpięłam. – You know what I mean.
Czułam jego przeszywający mnie wzrok na sobie i rosnące
między nami napięcie. Spragniona więcej, rozsunęłam rozporek przy jego
spodniach. Opuszkami palców masowałam jego przyrodzenie. Wyraźnie podniecony
chłopak zaczął szybciej oddychać. Oboje
byliśmy rozpaleni i pragnęliśmy swoich ciał. (...)
9 piętro, Venice Beach
Kawa parzyła się od kilku minut. Kropla po kropli spływała do szklanego naczynia. Oprócz tych dźwięków słyszalny był warkot luksusowych aut parkujących tuż obok Venice Beach lub opuszczających ten teren. Prawdopodobnie mieszkańcy wracali skacowani z nocnych szaleństw, lub dopiero co wybierali się grupowe igraszki na plaży.
Zayn pośpiesznie udał się na próbę. Był już mocno spóźniony. Wykorzystałam tą chwilę i udałam się do brata.
Mark opierał się o framugę okna, a w dłoniach obracał telefon. Obserwował gwarne poczynania ludzi i maszyn dziewięć pięter niżej. Od czasu do czasu kątem oka spoglądał na mnie. Nie potrafiłam odczytać nic z jego twarzy. Żadnych emocji. Wszystko krył w sobie.
Siedziałam przy stole w kolorze venge, opierając się łokciami o niego.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o Isom'ie? - Mark przerwał milczenie. Cala ta sytuacja go przygnębiała. Czuł się winny wszystkiemu.
- Sądziłam, że się odczepi, gdy będę go olewała i nie dawała mu żadnych znaków. Potem kłótnia z Zayn'em. Chciałam mu zrobić na złość. Pokazać, że nie wolno się mną bawić. Że jestem silną osobą. Umówiłam się z Isom'em. Był dupkiem, ale nie sądziłam, ze aż takim. Zawiózł mnie do parku, na opuszczony parking. Nie do restauracji..Powiedział, że będziemy razem się rozkoszować tymi chwilami.. On.. próbował się dobrać do mnie - wszystkie wspomnienia zeszłej nocy powróciły jak tornado, z podwojoną siłą bólu. - Dotykał mnie tymi łapskami po całym ciele. Bałam się. Cholernie się bałam. - szlochałam, ocierając co chwilę twarz rękawem bluzy Zayn'a. - Nie wiem co by się stała, gdyby nie ta butelka. Nie chce nawet o tym myśleć. - urywałam co moment słowa w napadach płaczu. - Do czego był zdolny.
Mark przytulił mnie do siebie. Przylgnęłam mocniej do niego i dawałam upust uczuciom. Próbowałam coś z siebie wydusić, ale za każdym razem zanosiłam się płaczem.
- Zabiję skurwysyna.
- Nie. - Mark nadal trzymał mnie w swoich objęciach. Tulił, powoli kołysał.
- Powinnaś to zgłosić.
Powinnam, ale niczego mu nie udowodnię. Zero świadków. Wszystkiemu by zaprzeczył, wykręcił się.
- Nie. Nie ma to jakichkolwiek szans. - odparłam, kończąc temat. - Zniknie z mojego życia. Trzeba żyć teraźniejszością.
- Wraca w rodzinne strony. Nic go tu nie trzyma. Uciekł w popłochu. Bał się skutków.
- Nie mówmy już o nim. - odsunęłam się od niego. - Masz całą mokrą teraz koszulkę przeze mnie. Przepraszam.
- Wrócisz dziś do domu?
- W końcu to mój dom. Tutaj jest moja rodzina, ty, Ponsi, Sean, Andy. - odparłam z uśmiechem.
Nie dogadywaliśmy się przed odejściem mamy. Wpadał do nas czasami, najczęściej dwa czy trzy razy w miesiącu. Zwykle w tygodniu, bo w weekendy grali koncerty w pubach. Wiecznie był pochłonięty muzyką i zespołem. Mama wspierała go całym sercem. Ja nie. Wkurzał mnie. Siadał w fotelu w salonie truł mi co robię źle. Morały, wjeżdżał mi na sumienie. Wtedy darłam się na niego, by się zamknął lub kazałam mu się wynosić. Raz nawet uderzyłam go. Z całej siły w twarz. Nie odezwał się do mnie przez pół roku. Mama próbowała wszystko załagodzić, ale ja żyłam swoim życiem. Przypominał mi ojca. Znikał na na dnie, a potem jakby nic wracał. Ojciec w końcu odszedł do młodszej suki i jej bachora, zostawiając nas z długiem. Nie wiem co z nim się teraz dzieje. Nie przyznaję się do nas, a my do niego.
Mark też nie był idealnym nastolatkiem. Miał problemy z narkotykami. Szedł na imprezy, a w domu pojawiał się dwa dni później. Teraz wiem, że chciał mnie od tego uchronić.
Po śmierci mamy byłam pewna, że nie podejmie się sprawowania opieki nade mną. Na jego miejscu uciekłabym na Madagaskar. Siedziałam w pokoju, otępiała od leków uspokajających. Każdego wywalałam, gdy próbował ze mną porozmawiać.
Do dziś pamiętam jego zachowanie w sądzie. To co powiedział. Na pytanie sędzi o mój przyszły dom, odpowiedział "Że nie widzi innego scenariuszu. Że jestem jego małą siostrą, która potrzebuje swego anioła stróża w postaci brata, który otoczy mnie miłością.
- Kocham cię Mark. - szepnęłam, roniąc łzę.
- Ja Ciebie też siostrzyczko.
***
Mam większe zakola pod oczami niż kopuła projektu Michelangelo w Rzymie. Nie spałam całą noc. Ani przez minutę nie zmrużyłam oka. Zżerają mnie nerwy. Dosłownie. Wszystkie narządy układu pokarmowego przewracają się 60/min. Dostałam nawet nagłych drgawek. A wszystko przez dzisiejszy wieczór.
Przy moim pechu i złej koordynacji ruchowej jedna trzecia 'drogocennej' zastawy, wylądowała w koszu. Przynajmniej ten jedyny epitet zrozumiałam z potoku słów wyrzucanych przez Marka.
Nie mam pojęcia w co się ubrać, jak umalować, jak zachowywać. Pustka. Kujonka, luzacka girl z Brookleyn'u czy seksowna, kocica niczym z rezydencji Playboy'a bezpośrednia w swych gestach i słowach.
Odwołam tą wizytę. Skłamię, że dopadła mnie afrykańska malaria i już widzę światełka na końcu długiego tunelu. Nie. Nie mogę. Zraniłabym tym Zayn'a. Uznałby, że nie zależy mi na nim i jest tylko przejściową przygodą. Jest taki podekscytowany tym wieczorem. Mówił o tym przez ostatnie dni. Niczym innym. Prócz wyznań miłosnych.
Wraz z Markiem krzątaliśmy się w kuchni od samego wschodu słońca. Kochany brat, widząc me zdenerwowanie i trzęsące się dłonie zaproponował pomoc. Przejrzeliśmy masę stron z przepisami w poszukiwaniu czegoś idealnego i arabskiego. Poczytaliśmy także o ich zwyczajach.Muszę zapytać się Zayn'a czy praktykuje codziennie 5 razy sale.
Nie wiedziałam, że gotowanie może przysporzyć tylu problemów. Jestem w tym fatalna. Mnezele, ryba pod sezamową pierzynką, knafeh bsenije. Chyba czas znaleźć dobrą arabską restaurację.
Zayn nie miał pojęcia o przylocie jego rodziny do LA. Stęskniona familia postanowił zrobić jedynemu synowi sporą niespodzianką. (...)
- Na Allacha! - ujarany Ponsi skłonił się przed gośćmi, po czym potrząsnął turbanem na głowie zrobiony z koca w szachownicę. Rodzina Zayn'a była wyraźnie zniesmaczona całą sytuacją. Ja natomiast próbowałam złapał oddech. Moja twarz przybrała maksymalny kolor purpury. Zayn z trudem powstrzymywał śmiech. Był rozbawiony ponad wszelkie granice. Wstrząsały nim spazmy śmiechu. Stałam jak posąg. Wbita w podłogę.
- Zabraliście swe magiczne dywany? Moglibyśmy polatać i zobaczyć panoramę city! - Ponsi próbował udawać brytyjski akcent. Z sekundy na sekundę sytuacja stawała się gorsza. Ponsi chwycił fajkę wodną i zaciągnął się dwukrotnie.
- Chodźmy do pracowni. Pokaże wam obrazy krajobrazu namalowane przez Fer. - Zayn starał się załagodzić przykry incydent, a mnie uratować przez dalszymi konsekwencjami. Wraz ze zniknięciem jego rodziny za drzwiami, rzuciłam się ze wściekłością na blondyna.
- Miało was tu nie być! Jestem skreślona na całej linii u jego rodziny! Rozszarpię cię! - szarpałam go za szyję i uderzałam pięściami w klatkę piersiową. Dorwałam poduszkę i kilkakrotnie uderzyłam go z całej siły.
- Auł. - Ponsi krzyknął z zadanego mu ciosu.
- Fer. Zostaw go natychmiast. - Mark siłą oderwał mnie od Ponsi'ego. Cała zdyszana i tak mu się wyrwałam. Jeszcze z nim nie skończyłam.
- Zamówiłem pizzę z wieprzowiną. To ich przysmak, prawda? - nieświadomy rzeczywistości Pontius rozciągnął usta w błogim uśmiechu.
Reszta wieczoru potoczyła się znacznie lepiej. Państwo Malik udali, że cała ta sytuacja nie miała miejsca. Wszyscy wesoło gawędzili ze sobą. Żarty nie miały końców. Ja ciągle jednak zażenowana obserwowałam wszystkich z boku, otoczona ramieniem mego chłopaka, szepczącego mi do ucha słówka o tym jak bardzo mnie kocha.
Cóż, oficjalnie zostałam przedstawiona jego bliskim jako dziewczyna.
***
- Idziemy na plażę! - w salonie pojawił się Lou, ubrany w kąpielówki z naszytymi marchewkami i założonym dmuchanym kołem w kształcie kaczuszki. (...)
9 piętro, Venice Beach
Kawa parzyła się od kilku minut. Kropla po kropli spływała do szklanego naczynia. Oprócz tych dźwięków słyszalny był warkot luksusowych aut parkujących tuż obok Venice Beach lub opuszczających ten teren. Prawdopodobnie mieszkańcy wracali skacowani z nocnych szaleństw, lub dopiero co wybierali się grupowe igraszki na plaży.
Zayn pośpiesznie udał się na próbę. Był już mocno spóźniony. Wykorzystałam tą chwilę i udałam się do brata.
Mark opierał się o framugę okna, a w dłoniach obracał telefon. Obserwował gwarne poczynania ludzi i maszyn dziewięć pięter niżej. Od czasu do czasu kątem oka spoglądał na mnie. Nie potrafiłam odczytać nic z jego twarzy. Żadnych emocji. Wszystko krył w sobie.
Siedziałam przy stole w kolorze venge, opierając się łokciami o niego.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś o Isom'ie? - Mark przerwał milczenie. Cala ta sytuacja go przygnębiała. Czuł się winny wszystkiemu.
- Sądziłam, że się odczepi, gdy będę go olewała i nie dawała mu żadnych znaków. Potem kłótnia z Zayn'em. Chciałam mu zrobić na złość. Pokazać, że nie wolno się mną bawić. Że jestem silną osobą. Umówiłam się z Isom'em. Był dupkiem, ale nie sądziłam, ze aż takim. Zawiózł mnie do parku, na opuszczony parking. Nie do restauracji..Powiedział, że będziemy razem się rozkoszować tymi chwilami.. On.. próbował się dobrać do mnie - wszystkie wspomnienia zeszłej nocy powróciły jak tornado, z podwojoną siłą bólu. - Dotykał mnie tymi łapskami po całym ciele. Bałam się. Cholernie się bałam. - szlochałam, ocierając co chwilę twarz rękawem bluzy Zayn'a. - Nie wiem co by się stała, gdyby nie ta butelka. Nie chce nawet o tym myśleć. - urywałam co moment słowa w napadach płaczu. - Do czego był zdolny.
Mark przytulił mnie do siebie. Przylgnęłam mocniej do niego i dawałam upust uczuciom. Próbowałam coś z siebie wydusić, ale za każdym razem zanosiłam się płaczem.
- Zabiję skurwysyna.
- Nie. - Mark nadal trzymał mnie w swoich objęciach. Tulił, powoli kołysał.
- Powinnaś to zgłosić.
Powinnam, ale niczego mu nie udowodnię. Zero świadków. Wszystkiemu by zaprzeczył, wykręcił się.
- Nie. Nie ma to jakichkolwiek szans. - odparłam, kończąc temat. - Zniknie z mojego życia. Trzeba żyć teraźniejszością.
- Wraca w rodzinne strony. Nic go tu nie trzyma. Uciekł w popłochu. Bał się skutków.
- Nie mówmy już o nim. - odsunęłam się od niego. - Masz całą mokrą teraz koszulkę przeze mnie. Przepraszam.
- Wrócisz dziś do domu?
- W końcu to mój dom. Tutaj jest moja rodzina, ty, Ponsi, Sean, Andy. - odparłam z uśmiechem.
Nie dogadywaliśmy się przed odejściem mamy. Wpadał do nas czasami, najczęściej dwa czy trzy razy w miesiącu. Zwykle w tygodniu, bo w weekendy grali koncerty w pubach. Wiecznie był pochłonięty muzyką i zespołem. Mama wspierała go całym sercem. Ja nie. Wkurzał mnie. Siadał w fotelu w salonie truł mi co robię źle. Morały, wjeżdżał mi na sumienie. Wtedy darłam się na niego, by się zamknął lub kazałam mu się wynosić. Raz nawet uderzyłam go. Z całej siły w twarz. Nie odezwał się do mnie przez pół roku. Mama próbowała wszystko załagodzić, ale ja żyłam swoim życiem. Przypominał mi ojca. Znikał na na dnie, a potem jakby nic wracał. Ojciec w końcu odszedł do młodszej suki i jej bachora, zostawiając nas z długiem. Nie wiem co z nim się teraz dzieje. Nie przyznaję się do nas, a my do niego.
Mark też nie był idealnym nastolatkiem. Miał problemy z narkotykami. Szedł na imprezy, a w domu pojawiał się dwa dni później. Teraz wiem, że chciał mnie od tego uchronić.
Po śmierci mamy byłam pewna, że nie podejmie się sprawowania opieki nade mną. Na jego miejscu uciekłabym na Madagaskar. Siedziałam w pokoju, otępiała od leków uspokajających. Każdego wywalałam, gdy próbował ze mną porozmawiać.
Do dziś pamiętam jego zachowanie w sądzie. To co powiedział. Na pytanie sędzi o mój przyszły dom, odpowiedział "Że nie widzi innego scenariuszu. Że jestem jego małą siostrą, która potrzebuje swego anioła stróża w postaci brata, który otoczy mnie miłością.
- Kocham cię Mark. - szepnęłam, roniąc łzę.
- Ja Ciebie też siostrzyczko.
***
23.07.2012 r
9 piętro, Venice Beach
Przy moim pechu i złej koordynacji ruchowej jedna trzecia 'drogocennej' zastawy, wylądowała w koszu. Przynajmniej ten jedyny epitet zrozumiałam z potoku słów wyrzucanych przez Marka.
Nie mam pojęcia w co się ubrać, jak umalować, jak zachowywać. Pustka. Kujonka, luzacka girl z Brookleyn'u czy seksowna, kocica niczym z rezydencji Playboy'a bezpośrednia w swych gestach i słowach.
Odwołam tą wizytę. Skłamię, że dopadła mnie afrykańska malaria i już widzę światełka na końcu długiego tunelu. Nie. Nie mogę. Zraniłabym tym Zayn'a. Uznałby, że nie zależy mi na nim i jest tylko przejściową przygodą. Jest taki podekscytowany tym wieczorem. Mówił o tym przez ostatnie dni. Niczym innym. Prócz wyznań miłosnych.
Wraz z Markiem krzątaliśmy się w kuchni od samego wschodu słońca. Kochany brat, widząc me zdenerwowanie i trzęsące się dłonie zaproponował pomoc. Przejrzeliśmy masę stron z przepisami w poszukiwaniu czegoś idealnego i arabskiego. Poczytaliśmy także o ich zwyczajach.Muszę zapytać się Zayn'a czy praktykuje codziennie 5 razy sale.
Nie wiedziałam, że gotowanie może przysporzyć tylu problemów. Jestem w tym fatalna. Mnezele, ryba pod sezamową pierzynką, knafeh bsenije. Chyba czas znaleźć dobrą arabską restaurację.
Zayn nie miał pojęcia o przylocie jego rodziny do LA. Stęskniona familia postanowił zrobić jedynemu synowi sporą niespodzianką. (...)
- Na Allacha! - ujarany Ponsi skłonił się przed gośćmi, po czym potrząsnął turbanem na głowie zrobiony z koca w szachownicę. Rodzina Zayn'a była wyraźnie zniesmaczona całą sytuacją. Ja natomiast próbowałam złapał oddech. Moja twarz przybrała maksymalny kolor purpury. Zayn z trudem powstrzymywał śmiech. Był rozbawiony ponad wszelkie granice. Wstrząsały nim spazmy śmiechu. Stałam jak posąg. Wbita w podłogę.
- Zabraliście swe magiczne dywany? Moglibyśmy polatać i zobaczyć panoramę city! - Ponsi próbował udawać brytyjski akcent. Z sekundy na sekundę sytuacja stawała się gorsza. Ponsi chwycił fajkę wodną i zaciągnął się dwukrotnie.
- Chodźmy do pracowni. Pokaże wam obrazy krajobrazu namalowane przez Fer. - Zayn starał się załagodzić przykry incydent, a mnie uratować przez dalszymi konsekwencjami. Wraz ze zniknięciem jego rodziny za drzwiami, rzuciłam się ze wściekłością na blondyna.
- Miało was tu nie być! Jestem skreślona na całej linii u jego rodziny! Rozszarpię cię! - szarpałam go za szyję i uderzałam pięściami w klatkę piersiową. Dorwałam poduszkę i kilkakrotnie uderzyłam go z całej siły.
- Auł. - Ponsi krzyknął z zadanego mu ciosu.
- Fer. Zostaw go natychmiast. - Mark siłą oderwał mnie od Ponsi'ego. Cała zdyszana i tak mu się wyrwałam. Jeszcze z nim nie skończyłam.
- Zamówiłem pizzę z wieprzowiną. To ich przysmak, prawda? - nieświadomy rzeczywistości Pontius rozciągnął usta w błogim uśmiechu.
Reszta wieczoru potoczyła się znacznie lepiej. Państwo Malik udali, że cała ta sytuacja nie miała miejsca. Wszyscy wesoło gawędzili ze sobą. Żarty nie miały końców. Ja ciągle jednak zażenowana obserwowałam wszystkich z boku, otoczona ramieniem mego chłopaka, szepczącego mi do ucha słówka o tym jak bardzo mnie kocha.
Cóż, oficjalnie zostałam przedstawiona jego bliskim jako dziewczyna.
***
26.07.2012 r
Beach- Idziemy na plażę! - w salonie pojawił się Lou, ubrany w kąpielówki z naszytymi marchewkami i założonym dmuchanym kołem w kształcie kaczuszki. (...)
- Gdzie jest nasz Zayn, kochanie? - spytał Harry rozkładając koło mnie swój ręcznik z motywem uśmiechniętych bananów.
Po chwili zdjął swoje karmelowe rurki. Siedział koło mnie w bokserkach, na których również widniały banany. Czy on miał jakąś nową obsesje? Po nim chyba można się wszystkiego spodziewać - O widzę, że podobają ci się moje bokserki? Jednak bez nich prezentuję się znacznie lepiej. – mrugnął do mnie.
Po chwili zdjął swoje karmelowe rurki. Siedział koło mnie w bokserkach, na których również widniały banany. Czy on miał jakąś nową obsesje? Po nim chyba można się wszystkiego spodziewać - O widzę, że podobają ci się moje bokserki? Jednak bez nich prezentuję się znacznie lepiej. – mrugnął do mnie.
- Ty masz coś na bani. Naprawdę. Dowiem co to za choroba i znajdę specjalistę - na potwierdzenie swych słów
złapałam go za ramię. - Nie martw się, wyzdrowiejesz.
- Śmieszna jesteś - obruszył się loczek.
– Wiem że po nocach śnisz tylko o mnie. Musisz się do tego w końcu przyznać
sama przed sobą.
- Co? - krzyknęłam na Hazze. Jego zboczenie
coraz bardziej mnie przerażało. - Tobą nadmierny erotyzm kieruje!
- Ja się przynajmniej tego nie wstydzę –
przeczesał dłonią swoje lok.i – A jak tam twoje życie erotyczne się układa?
- Matka wie, że ćpiesz? - popukałam go w
czoło wskazującym palcem . – Mam zacząć ci spowiadać się z moich doznań
erotycznych? A może frytki do tego?
- Powiedz, gdzie to robicie? – przewrócił
się na plecy ukazując przy tym swoje idealnie wyrzeźbione ciało. – Albo nie,
lepiej jak to robicie?
- Skąd ta pewność, że my w ogóle coś
robimy? – uśmiechnęłam się ironicznie – Wiesz może chce zachować dziewictwo do
ślubu jak pan Bóg przykazał – Harry wybuchnął spazmatycznym śmiechem. – I z
czego się śmiejesz?
- Mam ci uwierzyć, że jesteś z Zayn’em i nie stosujecie wszelkich form rekreacyjnych takich jak sex? – znowu się śmiał. – Wybacz, ale przy nim się nie da.
- Jesteś tego taki pewny?
- Taaa i jeszcze powiedz mi, że wcale nie
patrzysz się na niego wzrokiem „Hej skarbie. Rodzice wyjechali, zostałam sama w
dużym domu z pustym łóżkiem. Może wpadniesz, to się zabawimy?” – udawał głos
słodkiej piętnastolatki.
- Ty jesteś … - nie mogłam znaleźć słów
na określenie jego zachowania.
- Ahh ten mój urok. – przeciągnął się na
ręczniku.
- Jak oni z tobą wytrzymują ? - wskazałam
na resztę zespołu i ich dziewczyny, którzy beztrosko korzystali z uroków
dzisiejszego dnia. Zayn'a nie było już od pięciu minut. Miał iść po leżaki, a
zapadł się pod ziemie.
- Wiesz, zamiast się ze mnie śmiać, posmaruj
mi plecki. - podał mi krem przeciwsłoneczny wskazując, bym naniosła go na jego
tylną część ciała.
- Dobra. - nałożyłam białą maź na rękę i zaczęłam
wmasowywać krem w ciało bruneta. W tym samym czasie do świata żywych powrócił
Zayn.
- Co robisz piękna? - mulat cmoknął mnie
w usta i zaczął rozkładać leżak.
- Nie widać? - wskazałam na Hazze. - Smaruje
plecy twojemu nadmiernie zboczonemu przyjacielowi.
- O właśnie - westchnął błogo loczek. -
Gratuluje ci dziewczyny. Ma świetne palce. Te posuwiste ruchy. Ahh sama
rozkosz. Naprawdę masz szczęście. W odpowiednich momentach przyspiesza, by już
za chwile zwolnić. To jeszcze bardziej potęguje rozkosz. Prawda Zayn?
- Oj tak Harry, masz czego zazdrościć,
uwierz - mulat zatrzepotał rzęsami. - Jej palce są jak takie małe mróweczki,
idealnie dopasowują się do wszystkiego.
- Czy wy się słyszycie? - wstałam zbulwersowana
- Zapomnij o czymkolwiek dzisiaj! - spojrzałam na mulata. Hazza wybuchł śmiechem. - Ty się lepiej zamknij, bo naprawdę zadzwonię po specjalistę.
- Tak? To ja cię wrzucę do tego jakże
urokliwego oceanu. - Harry niebezpiecznie zbliżył się do mnie. Po
chwili złapał mnie w pasie i przerzucił sobie na plecy.
- Postaw mnie w tej chwili, słyszysz!? - uderzałam go w plecy. - Zayn powiedz coś mu!
- Zostaw moją dziewczynę. - powiedział
cicho, nawet na nas nie patrząc- Sorry Fer, nie reaguje.
- Odwdzięczę ci się .– spiorunowałam
bruneta wzrokiem, gdy wylądowałam w wodzie. Przemoczona do suchej
nitki wyszłam z oceanu.
- Gdzie się wybierasz? - spytał mnie mulat,
nadal wygrzewając się na leżaku.
- Byle dalej od ciebie i tego dupka. - warknęłam.
Szłam przed siebie z miną urażonego dziecka.
- Stój! - po chwili mój chłopak znalazł
się koło mnie - Nie gniewaj się. - nic się nie odezwałam. Udawałam, że
go nie widzę. Może wyszło, by mi to świetnie, ale nagle potknęłam się o kamień
i wpadłam wprost w ramiona Zayn'a. Cała złość opuściła mnie, jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Nie ciepie cię. – szepnęłam i jeszcze
bardziej wtuliłam się w jego rozgrzane ciało.
- Dlaczego? – cmoknął mnie w czoło.
- Bo nie potrafię się na ciebie gniewać. –
zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
- Jesteś słodka, gdy się złościsz na mnie
- uśmiechnął się podnosząc mój podbródek. Nasze oczy się spotkały. - Chodź do
wody. - zaczął ciągnąc mnie za rękę.
- Dopiero z niej wyszłam - opierałam się
- Ocean jest lodowaty.
- Rozgrzeję cię. - wziął mnie na ręce i
powoli wchodził do wody.
- Podobno boisz się wody. - zarzuciłam
mu ręce na szyję.
- Wiesz, gdybyś kilkadziesiąt razy powtarzała
scenę, gdy wybiegasz z wody, zmieniłabyś zdanie - nachylił się, by mnie pocałować. Jednak nagle puścił mnie, oddalając się na odległość dwóch metrów.
- Coś się stało? – zapytałam przejęta.
Jednak nic nie odpowiedział. Zostawił mnie samą i poszedł w stronę przyjaciół.
Stałam jak głupia nie rozumiejąc o co chodzi. W końcu skierowałam się w ich
stronę, jednak Zayn’a tam nie było.
- Gdzie on poszedł? – popatrzyłam na wszystkich.
- No bo... ten... on... musiał no wiesz.. – Louis się zająkał. Nagle zobaczyłam błysk w oddali.
Paparazzi.
Paparazzi.
- Nie tłumaczcie. - do moich oczu napłynęły
łzy. Poczułam nagłą złość przeplatającą się z żalem. Mógł powiedzieć, ale nie
jak taka gwiazda może się tłumaczyć.
- Fer poczekaj wrócimy z tobą - krzyknął Liam za mną.
- Fer poczekaj wrócimy z tobą - krzyknął Liam za mną.
- Nie!
Do hotelu wróciłam dopiero po trzech
godzinach. Musiałam przemyśleć parę spraw. Cały czas zastanawiałam się nad nami.
Może nadszedł czas na upublicznienie naszego związku. Jednak moje ciało nadal przepełniała
złość wymierzona w mulata, dlatego z tego powodu nie zamierzałam się z nim
dzisiaj spotykać.
-Boże Fer, wreszcie jesteś – do windy wpadł zasapany Niall. – Wszędzie cię szukaliśmy. Martwiliśmy się.
Zayn się martwił.
- Ahh tak – prychnęłam - Przekaż mu, że to
miło z jego strony.
- Przecież wiesz, że on cię kocha –
uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Czyli ta jego miłość upoważnia go do
takiego traktowania mojej osoby? – podniosłam ton głosu. – Z resztą nie
rozmawiajmy o tym. Chce iść teraz do mojego pokoju, zamknąć się w nim i pobyć
sama.
- Mark zostawił u nas klucze dla
ciebie. – odparł łapiąc mnie za rękę, gdy chciałam wyjść z windy – Nie masz
wyjścia, idziesz do nas.
- Świetnie – odpowiedziałam sarkastycznie. –
Pan lustereczko jest? Chociaż nawet jak będzie to i tak nie zwróci na mnie
uwagi, gdyż będzie zajęty podziwianiem swego wyglądu w odbiciu łyżki.
- Zayn ma przechlapane – zaśmiał się pod
nosem otwierając drzwi do apartamentu chłopaków. – Zguba się znalazła. –
Wrzasnął na całe mieszkanie.
- Dzięki – warknęłam. – Trzeba było
ogłoszenie do gazety dać, by wszyscy się dowiedzieli.
- Nie zdajesz sobie sprawy jak wszyscy się o ciebie martwili. –
wszyscy po kolei zaczęli się przekrzykiwać. Jednak wśród nich nie dostrzegłam
mulata.
- Zayn pojechał cię szukać – poinformował mnie
Liam, jakby czytał mi w myślach. – Chyba musicie porozmawiać.
- Fuuuuck – usłyszałam krzyk i głośne
trzepnięcie drzwi – Nigdzie jej nie ma. – Zayn przerwał ze zdziwieniem w oczach
widząc mnie w salonie. Wyglądał na naprawdę zmartwionego . Nie, nie będę się
litować niech cierpi. – Wszędzie cię szukałem – szepnął, nie wiedząc co ma teraz
zrobić.
- I się o mnie martwiłeś – warknęłam,
przypominając sobie to co zrobił parę godzin wcześniej. – Niall, daj mi te klucze. Nie zamierzam przebywać z tym osobnikiem w jednym pomieszczeniu.
- No to powodzenia stary – Harry wraz z
Louis’em skierowali się do drzwi, po drodze klepiąc Zayn’a w ramię.
- Dokąd idziecie? Przecież między nami nic takiego się nie wydarzyło, prawda kochanie?
– podeszłam do Zayna obejmując go w pasie. – Co z tego, że zostawiłeś mnie samą bez
jakichkolwiek wyjaśnień. Nie przejmuj się, rozumiem – wszyscy patrzyli się na
mnie jak na osobę bynajmniej z jakimiś zaburzeniami psychicznymi.
- Fer możemy porozmawiać ? – szepnął mulat
do mojego prawego ucha. – Sami.
- Ależ oczywiście kochanie. –
opowiedziałam z udawanym uśmiechem, na który raczej się nie nabrał.
- Chodź do mojego pokoju. – pociągnął mnie
za rękę.
Tuż po przekroczeniu progu jego pokoju poczułam ten cudowny zapach pobudzający wszystkie receptory węchowe. Zaciągnęłam się przyjemną wonią i wskoczyłam na łóżko bruneta.
Tuż po przekroczeniu progu jego pokoju poczułam ten cudowny zapach pobudzający wszystkie receptory węchowe. Zaciągnęłam się przyjemną wonią i wskoczyłam na łóżko bruneta.
- O czym mamy porozmawiać? Tylko
szybko, bo nie mam czasu na twoje przeprosiny. – rzuciła, oschle. Poczułam, że
leże na czymś twardym. Spod poduszki wyciągnęłam prostokątny zeszyt w wzór reggae. Chciałam
go otworzyć, jednak w tym samym momencie Zayn wyrwał mi go z rąk
- Oddaj! Chce zobaczyć! – rzuciłam się na Zayn’a tak, że zeszyt wypadł mu z rąk i poleciał wprost pod drzwi jego łazienki.
- Oddaj! Chce zobaczyć! – rzuciłam się na Zayn’a tak, że zeszyt wypadł mu z rąk i poleciał wprost pod drzwi jego łazienki.
- Tam nie ma nic ciekawego. – rzekł
zdenerwowany chłopak trzymając mnie za ręce.
- To dlaczego nie mogę go zobaczyć? –
próbowałam się wyszarpnąć. – Trzymasz tam numery wszystkich dziewczyn do bzykania ?
- Nie. Ale
uwierz to nie dla ciebie.
- W porządku. – puścił mnie. Wykorzystując to, podbiegłam do zeszytu i wzięłam go do łazienki. Zamknęłam
drzwi do pomieszczenia, tak by Zayn się tam nie dostał.
– Co my tu mamy – przekartkowałam strony. Z zeszytu wypadł mi skrawek jakieś kartki. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
– Co my tu mamy – przekartkowałam strony. Z zeszytu wypadł mi skrawek jakieś kartki. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
„Ludzie mówią, że miłość jest prosta. Nie
ma jej, by w pewnej chwili się pojawiła. Proste? Nie wydaję mi się. Bo jak
czymś prostym można nazwać niespotkane mi dotąd uczucie? Jak je opisać? Żadne
słowa nie oddadzą tego co czuje do ciebie. Jakie bodźce przechodzą przez moje
serce, gdy widzę cię uśmiechniętą u mego boku. Słowa są zbędne potrzebne są
czyny. Jednak jak mam traktować cię jako osobę najbliższą memu sercu, skoro
nawet nie umiem powiedzieć ci tego co teraz pisze. Chciałbym, byś chociaż to przeczytała.
Jednak moja odwaga i tu zawodzi. Może jakimś sposobem na to trafisz. W co
bardzo wątpię, ale jeśli to pamiętaj że ze mną może być ciężko. Nie jestem
ideałem, choć dla ciebie chciałbym być. Dałaś mi nowe życie. Pozwoliłaś ,to co było mi nieznane. Fer.. ja po prostu
cię kocham. ”
Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wierzyłam w to co przed chwila przeczytałam. Wyszłam z pokoju trzymając kartkę. Mulata nie było w pokoju, stał na balkonie i palił papierosa. Stanęłam obok niego opierając się o barierkę. Przyglądał się uważnie mojej twarzy. Zapewne próbował odgadnąć co teraz chodzi mi po głowie.
Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wierzyłam w to co przed chwila przeczytałam. Wyszłam z pokoju trzymając kartkę. Mulata nie było w pokoju, stał na balkonie i palił papierosa. Stanęłam obok niego opierając się o barierkę. Przyglądał się uważnie mojej twarzy. Zapewne próbował odgadnąć co teraz chodzi mi po głowie.
- Przeczytałaś ? - pokiwałam
głową, nadal nie mogąc wydobyć żadnych słów – I? – z niecierpliwieniem patrzył
na mnie. – Powiesz coś? –zgasił papierosa. – Mówiłem, żebyś tego nie czytała. Zachciało mi się piać wyznania miłosne.
- Czy ty do cholery jasnej możesz się
zamknąć?! – wtuliłam się w jego ramiona. Mogłabym trwać w
tej pozycji wieczność, napawać się jego bliskością. Po moich policzkach
popłynęły słone łzy. – Kocham cię
- Pozabijaliście się? – ktoś z impetem
otworzył drzwi. – Hallo, gdzie jesteście?!
- Znów ty?
- A, tu jesteście – na balkon wszedł Louis.
– Pogodziliście się?
- Tak, idź to rozgłoś wszem i wobec. –
odpowiedział zniecierpliwiony mulat nadal tuląc mnie do siebie.
- Sam tego chciałeś – Lou z powrotem
wrócił do pokoju wyjrzał przez drwi i krzyknął. – Fer i Zayn się pogodzili!
- Przedszkole. – Zayn złapał się za
głowę na co ja parsknęłam śmiechem.
- Co? – do pokoju wbiegł Harry. – Był sex
i mnie nie zawołaliście?!
- Jaki znowu sex?! Czy dzisiaj ty się aby na pewno dobrze czujesz?
- Jeszcze dziesięć minut temu byłaś na
niego wkurzona. a teraz tulisz się do niego. – zmrużył oczy przyglądając się nam
od góry do dołu – To musiał być sex!
- Lou wyprowadź go, bo sam go wyniosę –
opanowanym głosem powiedział Zayn, na co Harry tylko zaczął wyginać swoje ciało
w dziwne pozycje.
- Chodź Harry banana ci nadmuchałem. – Lou
zaczął popychać loczka w stronę drzwi.
- Tego żółtego? – krzyknął uradowany
Hazza
- Idioto a jakie są banany? Czerwone? –
nie słyszałam ich dalszej rozmowy, bo byli już w holu. Może to i
lepiej. O niektórych rzeczach po prostu warto nie wiedzieć. Zaraz po wyjściu chłopaków ktoś bez
pukania otworzył drzwi.
- Wyjdź z tego pokoju - głosem nie przyjmującym sprzeciwu skierował się do mnie jakiś nieznajomy mężczyzna.
- Nie rozkazuj jej co ma robić! -
wrzasnął Zayn podchodząc do niego.
- Nie zapomniałeś o czymś jej powiedzieć? - na twarzy mężczyzny
pojawił się cwany uśmieszek.
- Fer, możesz nas zostawić? Muszę coś wyjaśnić temu dupkowi.
- Jak mnie nazwałeś?! - rozmówca Zayna
podniósł ton głosu o kilkanaśćie decybeli. - Odkąd poznałeś tę małą wywłokę za
dużo sobie pozwalasz!
- Co powiedziałeś? - mulat wycedził
powoli każde słowo - Wiesz co, od dawna chciałem upiększyć twą zachrzanioną
twarz! - brunet zamachnął się pięścią na managera, jednak ten w ostatniej
sekundzie uchylił się od bolesnego ciosu.
- Zostaw go! - złapałam mulata za rękę.
- W dzień w dzień coś nam nakazuje.
Myślałem, że się przyzwyczaiłem. Jednak myliłem się. - nie spodziewanie Zayn
podbiegł do mężczyzny i przygwoździł go do ściany - I co teraz frajerze?
- Opanuj się! – starałam się powstrzymać
go w jakikolwiek sposób, jednakże do Zayna nic nie docierało.
- Mówiłeś swojej laleczce o naszej
poprzedniej rozmowie? - Zayn po raz kolejny próbował wycelować w twarz mężczyzny. Tym razem do sypialni wpadł Liam.
- Co wy wyprawiacie? – przyjaciel z
trudem odciągał bruneta od ich managera.
Nie rozumiałam zbytnio o co ta cała kłótnia. Przecież nie uwierzę, że chciał go pobić. Współpracują ze sobą tak długo.
– Fer, idź do salonu. – bez słowa opuściłam pokój. Stanęłam przy drzwiach, by słyszeć całą ich rozmowę.
Nie rozumiałam zbytnio o co ta cała kłótnia. Przecież nie uwierzę, że chciał go pobić. Współpracują ze sobą tak długo.
– Fer, idź do salonu. – bez słowa opuściłam pokój. Stanęłam przy drzwiach, by słyszeć całą ich rozmowę.
- O co wam znowu poszło? –
zadziwiało mnie opanowanie w głosie Liam’a. – Cały czas się kłócicie. Wszyscy
mamy tego dość.
- Niech ci powie sam lepiej, bo ja nie ręczę
za siebie – zza lekko uchylonych drzwi dostrzegłam Zayn'a, który nadal
próbował się wyrywać Liam’owi.
- Powiedziałem mu jasno. Ma zakończyć ten
pieprzony związek i skupić się na karierze. Najwidoczniej ma nas wszystkich gdzieś. Nic do niego nie dociera. Rozmawiałem z
nim o tym niedawno. Powiedział, że ewidentnie rozstaną się. I co? Nic!
Oparłam się o ścianę. W moich uszach wciąż brzmiały jego słowa pozbawione uczuć. Bezosobowe.
Oparłam się o ścianę. W moich uszach wciąż brzmiały jego słowa pozbawione uczuć. Bezosobowe.
- Ty pieprzony sukinsynu – Zayn wrzasnął
tak głośno, że aż podskoczyłam – Myślisz że zostawię Fer ,bo ty tego żądasz?
Prędzej uduszę cię swoimi rękoma. – poczułam ulgę. Ówczesny smutek zmienił się w
radość. Chciałam teraz pocałować mulata, rzucić się na niego i powiedzieć jak go
kocham. Przy okazji spoliczkować tego mężczyznę, a raczej frajera jakim okazał się ich
manager. Byłam w takiej euforii, że nawet nie usłyszałam skradającego się Loczka.
- Nie ładnie podsłuchiwać - pokiwał palcem.
- Nie podsłuchuję. – szepnęłam tak cicho, tak by
jakiekolwiek strzępki naszej rozowy nie dotarły do osobników znajdujących się w
pomieszczeniu obok. – Idę do salonu. – chciałam uniknąć niewygodnych pytań loczka. Co tu
robisz? Dlaczego?
- Powiem Zayn’owi. – uśmiechnął
się ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów.
- Spróbuj – zagroziłam. – A wrzucę do
sieci twój numer telefonu wraz z kilkoma fajnymi zdjęciami.
- Ok, nie spinaj się. Nic nie
widziałem. – Hazza szybko schował się z powrotem do swojego pokoju. Nie ma to
jak być w posiadaniu nagich zdjęć Harrego Stylesa.
Zdążyłam dojść do salonu, a zaraz za mną pojawił się rozgorączkowany manager. Skierował się do holu i trzaśnięciem drzwi skwitował swoje wyjście.
Zdążyłam dojść do salonu, a zaraz za mną pojawił się rozgorączkowany manager. Skierował się do holu i trzaśnięciem drzwi skwitował swoje wyjście.
- Przepraszam Fer –
u mojego boku nawet nie wiem kiedy pojawił się Zayn. – Nie powinienem tak się
przy tobie zachowywać. - musnął mój polik. – Ale widzisz on…
- Rozumiem –
przerwałam chłopakowi i bezceremonialnie rzuciłam mu się na szyje –
Kocham cię! (..)
***
05.08.2012 r
- Moja głowa. Auuuuć. - moje oczy łzawiły od wczesnych promieni słońca. Ciało bolało jakbym spędziła dobę na ringu w pojedynku z zawodnikiem sumo. Nie mogłam ruszyć żadną częścią ciała....
Od razu sorki za wszelkie powtórzenia, błędy stylistyczne, gramatyczne, ortograficzne, interpunkcję.
Kolejny rozdział jest w trakcie tworzenia, więc będzie dodany wkrótce.
Jeszcze raz pragniemy Was przeprosić za tak długą nieobecność.
PS Widziałyście trailer wywiadu z RMF MAXX ?! Jesteśmy sooo excited! Kochamy Was!
PS PS Chciałybyśmy zmienić wygląd bloga. Jest ktoś chętny do pomocy? Piszcie!
No w końcu się doczekałam nowego <3
OdpowiedzUsuńPrześwieeeeetny jest :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny :D
Macie tt ? Jak tak to plis informujcie @NStrzelecka o nowym rozdziale. Amazing <3
OdpowiedzUsuńbooooooooooooooze tyle na niego czekalam wreszcie jest boze boze kocham tu zayna i FER ale jakos za szybko oni sie godza ale boze boze jak super ze w koncu ten rozdzial jest
OdpowiedzUsuń!1
Niech was piekło pochłonie, powinnam się uczyć ! ;D Btw, zajebisty chapter C:
OdpowiedzUsuńdopiero teraz natrafiłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że jest świetny! :) czekam na nn. :*
OdpowiedzUsuń+ zapraszam na www.ultimo-respiro.blogspot.com/
aaaa koocham <33333
OdpowiedzUsuńgdybyście dały rade informować mnie o nowych rozdziałach na tt @Naata662 byłabym wdzięczna <333
świetne! <3
OdpowiedzUsuńHej :) Kocham twoje opowiadanie, przyjaciółka wysłała mi je dziś i muszę jej za to podziękować !! :D Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :))
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie zaczynam pisać live-while-we-are-youngg.blogpot.com xx
Świetny *______* tak długo na niego czekałam xx
OdpowiedzUsuńMEGA ! PISZCIE !
OdpowiedzUsuńKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM ♥ Zapraszam do nas :3
OdpowiedzUsuńZa ile nowy rozdział? Już nie mogę się doczekać! Xx
OdpowiedzUsuńŚwietny, kiedy nn!?
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu ;>
UsuńZostałaś nominowana do Libster Award ...
OdpowiedzUsuńKOCHAM, KOCHAM, KOCHAM. Przeczytalam od razu cale. *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny.
@keepcalm165916
Mozesz informowac o kolejnych?
dopiero zaczęłam czytać twojego bloga :) on jest FANTASTYCZNY ;***
OdpowiedzUsuńCzekam już tak długo na nowy rozdział :) no zlituj się kobieto ;)
OdpowiedzUsuńKocham cię normalnie! Najlepszy blog forever <33
OdpowiedzUsuń~Darcyyy
Uwielbiam Fer i Zayna *________* są tacy słodcy. A wgl fajny nowy wygląd bloga ;pp
OdpowiedzUsuńKochane wariatki - zostałyście przez nas nominowane do Liebster Awards ! < 3 http://zakochajsiew1d.blogspot.com/2012/11/nominacja.html
OdpowiedzUsuńBlog Jest świetny mam nadzieje ze nadrobię
OdpowiedzUsuńwpadnij do mnie i oceń
http://nie-zamkne-sie-przed-toba.blogspot.com/
Hej. :)
OdpowiedzUsuńZmieniłam nazwę na tt,więc gdybyście mogły to informujcie mnie o nowościach pod moją nową nazwą (@KissesForCam) zamiast @Kama_Sologuba :)
Dziękuję. ;*